Menu

piątek, 25 kwietnia 2014

Chapter 3 // " Open your mind "

   Od poranka Chan biegała po mieszkaniu cała roztrzęsiona. Nie dość, że musiała wystąpić przez całą szkołą z mową pożegnalną jako przewodnicząca klasy, to Jesse nie odbierał od wczoraj telefonu. ' A co jeśli tam polazł sam? Jak go złapali? Siedzi teraz w celi! '. Nie miała żadnego wsparcia ze strony Alan'a, który obudzony przez nią wychrypiał tylko ' Pewnie poszedł do klubu, a teraz śpi tak jak ja bym też chciał! '.
Jak zawsze musi sobie radzić sama. Wreszcie usiadła na kanapie, biorąc głęboki oddech. Czemu ciągle się martwi? Powinna się cieszyć! Dzisiaj kończy liceum, a na dodatek jej mama będzie na rozdaniu świadectw. Wszystko będzie idealnie... Bo musi, prawda?

_________________________________________

  - Na pewno wszystko wziąłeś? Nie będziemy się wracać kolejny raz! - zapytała chłopaka jego oburzona matka.
  - Tak, teraz tak. - wymamrotał niewyspany. Wczoraj, albo dzisiaj, siedział z dziewczynami oglądając filmy po nocy, a o 6 rano Carter obudziła go zestresowana. Nawet już nie pamiętał o co jej chodziło. Wsiadł na przednie siedzenie czarnego mercedesa, ziewając przeciągle. Pani White tylko spojrzała na niego ze współczuciem i odpaliła silnik. Ojciec jak zawsze zapracowany, nawet nie wyrwie się, aby zobaczyć jako jego jedyny syn kończy szkołę. W głębi chłopak czuł do niego żal, ale doskonale to ukrywał pod maską wiecznego optymisty. Wjechali na parking Nixon's High School. Przed wejściem była masa uczniów jednakowo ubranych. Nastolatek skrzywił się na widok przydługich 'kreacji' na ciałach jego koleżanek. Sam nie musiał jej zakładać. Jako członek drużyny mógł założyć strój do kosza, co bardzo mu się podobało. Wysiadając czuł na sobie kilkanaście spojrzeń, głównie napalonych 'fanek'. Posłał uśmiech numer 5 w stronę grupki cheerleaderek. 
  - Idę się przywitać.- odparła matka zapatrzona w telefon, kierując się do wejścia szkoły. Chłopak już miał zmierzać w stronę urodziwych koleżanek, gdy prawie przejechał go srebrny cadillac.
  - Wow stary, uważaj trochę bo mnie uszkodzisz.- zaśmiał się widząc Harrison'a. Ten zsunął na chwilę okulary przeciwsłoneczne posyłając mu niemrawy uśmiech. 
  - Następnym razem się uda. - mruknął sięgając po togę, która leżała na tylnym siedzeniu.
  - Wtedy zostaniesz napadnięty przez te seksowne absolwentki. - zaakcentował przedostatnie słowo. Brunet tylko prychnął z rozbawieniem i narzucił 'coś okropnego' według matki jego ulubionej koleżanki, na ramiona nie zapinając. 
  - Widziałeś Chan?- zapytał zamykając Bridget. 
  - Dopiero przyjechałem. - westchnął szatyn biorąc szluga od przyjaciela.
  - Nieźle się na mnie wkurwiła. - mruknął Jesse odpalając papierosa.
  - Czemu?- spytał wydychając dym.
  - Ty skurwysynu!- wszystkie oczy w promilu 500 metrów skierowały się zdenerwowaną szatynkę. Jesse powoli odwrócił się w jej stronę i posłał jej zażenowany uśmiech, wyrzucając dopiero co zaczętego przyjaciela.
  - Wiesz jak się o ciebie martwiłam! - wykrzyknęła gdy znalazła się przy chłopakach.
  - Nie wrzeszcz, ludzie się gapią.- syknął White.
  - Ty się nawet nie odzywaj.- powiedziała drżącym głosem, a chłopak zamknął się z oburzeniem. - Gdzie byłeś? - spytała twardo patrząc na brązowookiego.
  - Spałem w aucie. - odparł przeciągając się.
  - Czemu? - zdziwiła się dziewczyna.
  - Usnąłem po prostu.- bąknął.
  - Pokaż oczy.- zażądała.
  - Ale po co?- ziewnął.
  - Zdejmuj te pieprzone okulary. - wyszeptała zaciskając zęby. Chłopak z ociąganiem zsunął Ray Ban'y, ukazując nastolatce zaczerwienione białka i rozszerzone źrenice.
  - Tak myślałam. -westchnęła patrząc na niego smutno. - Nawet przed takim dniem musisz ćpać? - spytała z wyrzutem. Chłopak westchnął z powrotem zakładając szkła. 
  - Nie gniewaj się...- zaczął.
  - Jesse, niedługo będziemy cię odwiedzać na odwyku. - powiedziała przeczesując włosy palcami. Ale wewnątrz cieszyła się, że nie poszedł realizować 'planu'. Brunet przyciągnął ją do siebie, mocno przytulając.
  - Chodźmy już. - oderwała się od niego i ruszyła w stronę auli.

_________________________________________

- [...] wszyscy zapamiętamy te chwile. A więc koledzy, koleżanki, do zobaczenia na zjeździe absolwentów!- szatynka zakończyła swoją przemowę i usłyszała huczne oklaski. Uśmiechnęła się delikatnie, schodząc z mównicy. Ustawiła się między najlepszymi uczniami za rudowłosą Kelsey Prince, z którą siedziała dotąd na biologii. Chanel dyskretnie skierowała wzrok na Alan'a siedzącego w pierwszym rzędzie przeznaczonym dla sportowców i cheerleaderek. Nastolatka zaśmiała się widząc próby Ashley Roberts zwrócenia na siebie uwagi chłopaka. Właśnie przejechała dłonią po udzie White'a, któremu jak widać to wcale nie przeszkadzało. Nachyliła się nad uchem nastolatka szepcąc różne wyrazy, nad którymi Carter nie miała zamiaru się głowić. W tłumie znalazła twarz drugiego przyjaciela, którego mina wyraźnie wskazywała na chęć bycia daleko poza murami liceum. Ponownie zaczęła skanować znane jej osoby szukając Dorothy. Gdy nawiązała z nią kontakt wzrokowy, uśmiechnęła się promiennie. Jej dzisiejsza obecność wiele znaczyła dla dziewczyny. Słysząc ostatnie zdania przemowy dyrektora, znane z wielu prób, ponownie skupiła się na scenie.
   - Co ja mogę wam jeszcze powiedzieć?  Udanych wakacji absolwenci Nixon's High! - kolejna fala oklasków zakończyła całą uroczystość. Teraz oficjalnie zakończyła kolejny etap nauki. Pewnym krokiem ruszyła w stronę dumnej matki.
  - Gratulacje kochanie! Twoja przemowa była wspaniała.  Wiele się nad nią napracowałaś prawda? Och, nie mogę uwierzyć, że moja malutka córeczka skończyła szkołę! Pokaż dyplom! - słowotok w wykonaniu jej mamy był sprawą naturalną gdy chodziło o ważne wydarzenia. Szatynka podała jej zwój pergaminu z szerokim uśmiechem, którego nie mogła się pozbyć od dobrych 5 minut.
  - Oprawimy go w ramkę! Muszę ci zrobić zdjęcie! Szybko, uśmiech! - Chanel dostała fleszem po oczach przez co na jej twarzy na chwilę wdarł się grymas.
  - Dzień dobry pani Carter! - przywitał się grzecznie brunet.
  - Miło cię widzieć Jesse! Ustawcie się ładnie, zrobię wam zdjęcie! - z ust Dorothy nie schodził uśmiech. 
  - Mamooo...- zawyła zażenowana zielonooka.
  - Dzień dobry! - do towarzystwa dołączył sportowiec ukazując białe zęby. 
  - No szybko! - niecierpliwiła się kobieta.  Trio ustawiło się pokazując świadectwa z radością na twarzach. 
  - Pięknie! - ucieszyła się czterdziestolatka.
  - Witaj, Doro.- pojawiła się Hannah White.
  - Hann! Jak miło cię widzieć! - starsza Carter wpadła w ramiona blondynki.
  - Zostawmy je same...- zaoferował Alan. Młodzież udała się do grupki znajomych z klasy Harrison'a i Carter: Ben'a, Audrey, Sam, Eric'a i Dominic.
  - Hejka! - wykrzyknęła Sam.
  - Hej!- Chan wymieniła z każdym pocałunek w policzek. Chłopcy postawili na skinienie głową. 
  - Jak się czujecie?- spytała Dominic.
  - Teraz wspaniale.- White mrugnął do niej zalotnie. Dziewczyna spojrzała na niego z zakłopotaniem.
  - Alan! Skarbie! - wszyscy obejrzeli się w stronę biegnącej na 12 centymetrowych szpilkach Zoey. Brunetka mało co, a straciłaby zęby na krawężniku, co spotkało się ze śmiechem Jesse'go. White szturchnął go chrząkając znacząco.
  - Żyje! - wykrzyknęła i dalszą drogę odbyła ostrożniejszymi krokami. Gdy znalazła się przy grupce, poprawiła włosy i przylepiła na twarz uśmiech. 
  - Dzisiaj organizuję imprezę z okazji zakończenia tych tortur i jesteście wszyscy zaproszeni! - choć mówiąc to świdrowała spojrzeniem  'króla' .
  - Chętnie wpadniemy. - odparł Ben.
  - Idziesz? - szepnęła do Jesse'go przyjaciółka. Chłopak pokiwał twierdząco głową. Chanel nie lubiła tłumów i spoconych, wstawionych ludzi. Dlatego unikała tego typu większych imprez. Tym razem niestety musiała zrobić wyjątek i towarzyszyć przyjaciołom, aby nie zostać uznaną za nolife'a.

_________________________________________

   Dom państwa Parker, a raczej willa, jest położona na przedmieściach miasta. Nie było człowieka, który przejeżdżając przy niej nie zwrócił na nią uwagi. Posiadłość posiadała ogromny parter oraz zaprojektowany przez architekta ogród w którym znajdował się basen. Wchodząc do środka uderzył w chłopaka dobrze znany mu dym papierosowy, odór alkoholu i widok półnagich absolwentek. Było tu przynajmniej ze 100 osób. On wolał przychodzić gdy wszystko się rozkręcało. Jesse podszedł do dobrze zaopatrzonego baru, który za dnia był raczej kuchnią. Przepchał się się przez tłum nastolatków, chwytając czyjąś niezaczętą butelkę piwa. " To na początek. " pomyślał zmierzając w stronę chwilowo wolnej kanapy. Opadł na nią biorąc, porządnego łyka. Zaczął rozglądać się za znajomymi twarzami gdy miejsce obok niego zajęła czarnowłosa dziewczyna, chodząca chyba do klasy C. Zarzuciła włosami i uśmiechnęła się zalotnie, zwracając uwagę Harrison'a. Chłopak zmienił pozycję na wygodniejszą, skanując jej ciało. Nie napatrzył się za długo ponieważ piękność wbiła się zachłannie w jego usta. Chłopak uśmiechnął się przez pocałunek kontynuując go z większą namiętnością. Jego ręka obrała za cel zbadanie co się kryje pod skąpą sukienką koleżanki. Dziewczyna przyciągnęła go do siebie przylegając do niego całym ciałem. Na bank procenty uderzyły jej do głowy.

_________________________________________

   White od początku imprezy nie mógł pozbyć się natrętnej organizatorki. Teraz siedzieli na leżaku przy basenie. Starał bawić się jak najlepiej, ale to było niewykonalne gdy przy jego boku była ona. Gadała jak najęta ze swoimi kumpelami o tematach nie dotyczących chłopaka, równocześnie kurczowo trzymając go za dłoń. Z utęsknieniem wpatrywał się w parkiet obserwując wyzywające ruchy przedstawicielek płci żeńskiej. Prawie padł za zawał gdy rozpoznał w jednej z nich swoją przyjaciółkę. 
   - Zoey! - próbował przekrzyczeć muzykę. Brunetka spojrzała na niego z nadzieją. - Widzę Chanel, przywitam się z nią! - nie dając dojść do słowa towarzyszce wyrwał się w kierunku szatynki, wpadając przy tym na jakąś całującą się parę. Parker patrzyła z zaskoczeniem na jego wyczyniania, ale za moment znowu powróciła do plotek. Alan szedł powoli z uśmieszkiem na ustach obserwując Chan. Wydawało mu się, że wszystko wokoło dzieje się w zwolnionym tempie. Nie raz zaczepił kogoś barkiem, ale nie spuszczał wzroku z szatynki. Gdy zbliżył się do niej na wyciągnięcie ręki nie wiedział co zrobić. Pierwszy raz w życiu mu się to przydarzyło. Wtedy go zauważyła. Posłała mu rozbawiony uśmiech i wciągnęła go głębiej w tłum. Gdy dotknęła jego ręki, przeszedł go dreszcz. Cały świat wrócił do normy, oprócz niego. Nie wiedział co jest nie tak. Odrzucił wszystkie myśli i zaczął tańczyć z przyjaciółką.
    
_________________________________________

   Harrison wyszedł z jednej z sypialni poprawiając kurtkę. Rozejrzał się dookoła i udał się ponownie do baru. Westchnął na myśl ponownego przepychania się przez tłum aby dostać alkohol. Będąc już przy blacie zauważył znaną twarz przyjaciela, który stał obok niego z nietrzeźwym wzrokiem. Trącił go ramieniem, zwracając na siebie uwagę. Chłopak spojrzał na niego wrogo, ale gdy go rozpoznał skinął do niego głową z uśmiechem. Biorąc to po co przyszli zmierzyli na pamiętną dla bruneta kanapę, na której siedziała Carter. Alan podał jej drinka, siadając obok niej, a Jesse po drugiej stronie, obejmując ją ramieniem. Szatyn widząc to delikatnie się spiął i wypił całą szklankę Jack'a Daniels'a na raz. " Od razu lepiej" pomyślał.
   - Zaraz wracam! - wykrzyknął, wracając do baru. Chanel spojrzała uważnym wzrokiem na twarz brązowookiego.
   - Co? - zaśmiał się.
   - Słyszałam od Audrey, że zdążyłeś się przespać z jakąś dziewczyną. - powiedziała poważnie po czym wybuchła śmiechem. Chłopak spojrzał na nią zdziwiony. Skąd Audrey o tym wiedziała? I co w tym śmiesznego?
  - I? - zapytał wyjmując szluga. Dziewczyna dusiła się ze śmiechu.
  - Bo ja wiem kim była! - powiedziała biorąc głęboki oddech, aby się uspokoić. 
  - A ja to nie? - odparł szybko, zaciągając się.
  - Naprawdę? To czemu bzykałeś się z Veronic'ą ? - dziewczyna spojrzała na niego zdziwiona. Harrison zachłysnął się dymem tytoniowym i zaczął kaszleć jak gruźlik. Veronic'a była oryginalną dziewczyną. Inaczej mówiąc trochę psychiczną.
  - To była ona?! - wykrzyknął gdy mu przeszło.
  - Ale kto? - zagadał White gdy dotarł do przyjaciół.
  - Tak! - wykrzyknęła Chan ponownie zaczynając dusić się ze śmiechu. Chłopakowi zrobiło się słabo i wpatrywał się tępym wzrokiem w ścianę.
  - Ale kto?! - powtórzył nastolatek.
  - On.. Haha... J...Jesse... O boże... On z... Ja pierdolę... z Veronic'ą...- dziewczyna nie mogła się wysłowić próbując się opanować.
  - Co przeleciał ją?- zaśmiał się niczego nieświadomy chłopak. Dziewczyna pokiwała tylko głową. Szatyn stał z otwartymi ustami patrząc na przyjaciela po czym parsknął z rozbawienia.
  - Gratulacje!- tylko tyle zdołał powiedzieć będąc w podobnym stanie jak Carter. 

_________________________________________


  Niedawno minęła pierwsza nad ranem, a może czwarta? Nikt tu nie liczył czasu. Nastolatkowie albo się bawili, albo urwał im się film. Tylko nasza trójka siedziała w ciszy, trując się narkotykami. Syn prawnika nie dawno odpadł i leżał co jakiś czas mrugając. Wlał w siebie za dużo procentów, próbując uciec od sugestii nietrzeźwego umysłu. Przytłaczało go myślenie o tym co mu się stało. Powód jego rozmyślań opierał swoją głowę o jego ramię, a nogi rozłożyła na Harrison'ie, który palił kolejny towar. Osiemnastolatka podśpiewywała pod nosem tekst lecącej w oddali piosenki z zamkniętymi powiekami.
   - Młoda? - przerwał ciszę najtrzeźwiejszy.
   - Huh? - mruknęła otwierając oczy.
   - Pamiętasz mój pomysł? - podał jej skręta.
   - Huh? - powtórzyła, biorąc do ust mieszankę.
   - Ten z mola. - odparł, opierając ramię o mebel.
   - Huh? - próbowała zrobić żagiel. Chłopak zaśmiał się, widząc jej stan. Potrząsnął jej kolanem i spotkał jej rozbiegany wzrok. Dziewczyna zamrugała, próbując sobie cokolwiek przypomnieć.
   - Yhm. - zaszemrała.
   - Ten dom będzie idealny. - oznajmił, patrząc w jej oczy. Ona tylko cicho westchnęła pod nosem.
   - Znowu zaczynasz? - wymamrotała, poprawiając miętową spódnicę.
   - No weź, będzie fajnie. - oświadczył, zabierając swoją własność z jej dłoni.
   - Dlaczego tak bardzo chcesz to zrobić?- zagadnęła, przyglądając się mu uważnie.
   - Dla zabawy. I szmalu. - odparł. - Nie złapią nas przecież.- zaśmiał się, dodając.
   - To nie jest byle jaki dom. - wspomniała.
   - Dlatego chcę przyjść tutaj. - odpowiedział twardo i posłał jej zniecierpliwiony wzrok.
   - I chcesz sobie tak tu po prostu wejść?! - wysyczała niedowierzając.
   - Głupi nie jestem. Najpierw trzeba opracować plan. Ogarnąć gdzie są kamery, kiedy będzie pusto... - zaczął wyliczać.
   - To po co ci my? Po co mam tam być ja? Przecież wiesz, że jestem w takich sprawach bezużyteczna. - zaciekawiła się.
   - Bo jesteś moją przyjaciółką? - powiedział jakby to wszystko tłumaczyło.
   - I co w związku z tym?
   - Najgłupsze rzeczy robi się tylko z przyjaciółmi, nie? - wypuścił dym. Dziewczyna nie mogła z siebie nic wykrztusić.
   - Kakao! - poderwał się Alan i po chwili znowu odpadł. Para spojrzała na siebie ze zdziwieniem i wybuchła śmiechem.
   - To? - spytał z nadzieją chłopak gdy się uspokoili.
   - Najgłupsze rzeczy robi się tylko z przyjaciółmi, nie? - uśmiechnęła się Chanel.
  

  

niedziela, 20 kwietnia 2014

Chapter 2 // " Let's have an adventure "

   - No i nareszcie nie będę musiał oglądać tej wiedźmy!- zaśmiał się Jesse, dopijając piwo. Nadal siedzieli na starym molo. Było to najlepsze miejsce na ich spotkania w całej okolicy. Alan pokręcił głową z rozbawieniem i objął ramieniem marznącą Chan, za co został nagrodzony jej delikatnym uśmiechem.
  - Tylko w koszmarach.- odparła dziewczyna pocierając dłonie. 
  - Wyobraź sobie stary, to ciało tylko dla ciebie na całą noc.- White wpadł w histeryczny śmiech. Brunet udając odruch wymiotny, poczuł na sobie zażenowany wzrok przyjaciółki.
  - Ogarnijcie się.- wymamrotała czując większy chłód opanowujący jej ciało. Była tylko w przydługiej koszulce i spodenkach. Włosy sięgające do ramion wpadały jej w oczy przez co musiała je co chwilę poprawiać. 
  - Co cię ugryzło, księżniczko?- odparł kąśliwie szatyn, wstając po nową puszkę.
  - Nic, księciuniu.- powiedziała, wtulając się w swoje ciało. Starszy widząc to zdjął swoją skórzaną kurtkę z którą się nigdy nie rozstawał i rzucił w jej stronę. Nastolatka szybko ją założyła i wyjęła papierosa z kieszeni katany. Alan opadł obok niej wyjmując telefon. 
   Siedzieli tak jeszcze pół godziny. Chanel paląc kolejne szlugi, Alan zawzięcie z kimś konwersując, a Jesse patrząc w dal oceanu. W jego głowie kłębiło się wiele myśli i niewykorzystanych pomysłów. Uświadomił sobie, że po tych wakacjach nie będzie musiał wrócić do szkoły. Nie wiedział co będzie musiał. Jego przyjaciele pewnie pójdą do dobrych college'ów. Ale czy on też chce spędzić kolejne lata na 'uczeniu się' ? Na niebie zaczęły się pojawiać ciemne chmury. Już od tygodnia były zapowiadane ulewy. Mówili to nawet w wiadomościach, które słyszał jak był u mechanika z Bridget. 'Bridget' to imię jego miłości. Czytaj srebrnego cadillaca. Gwałtownie poderwał się z miejsca co spotkało się ze zdezorientowanym wzrokiem towarzyszów.
  - Wszystko okej? - spytała Carter, marszcząc brwi, gdy chłopak chodził jak poparzony.
  - Zajebiście! - wykrzyknął uradowany. Podbiegł do niej i wziął na ręce kręcąc się w kółko. 
  - Puść mnie idioto! - krzyknęła, wyrywając się. Szatyn patrzył na nich z uśmiechem, powstrzymując się od wepchnięcia ich do wody.
  - Okej. - powiedział dziewiętnastolatek podchodząc nad krawędź pomostu.
  - Albo wiesz co, tu jest nawet przyjemnie. Nie spiesz się.- wymamrotała bardziej obejmując jego szyję aby uniknąć upadku.
  - Dobra mów co ci się stało. - niecierpliwił się zielonooki.
  - Co? A tak, już mówię. - mówił szybko Harrison, poprawiając wiszącą na nim dziewczynę. - Nie uważacie, że nasze życie jest nudne i monotonne? - odparł zamyślony.
  - Dlatego mało mnie nie wrzuciłeś do wody?! Bo mózg ci zaczął działać?! - wrzeszczała Chan. On ignorując jej słowa kontynuował. 
  - Nie sądzicie, że powinniśmy zrobić coś szalonego i przy okazji zarobić? Może nie całkiem legalnego...- odparł z ekscytacją. Przyjaciel spojrzał na niego zszokowany.
  - Co masz na myśli? - powiedział wstając.
  - Hmm? - dodała szatynka. Alan spojrzał na nią rozbawiony.
  - Pani już nie pije.- wymamrotał, po czym dostał od niej w głowę.
  - Ała? 
  - A WIĘC MYŚLĘ...- Jesse uniknął dłuższej wymiany zdań. - Że możemy odwiedzić kogoś. Kogoś bogatego. Gdy go nie będzie w domu...
  - Co ty pierdolisz? - zdziwiła się nastolatka. - Możemy mieć przez to problemy! - zaczęła panikować. Jej przyjaciel zawsze miał oryginalne pomysły, ale nie aż tak powalone.
  - Stary, tym razem przegiąłeś. - odparł kumpel. - Jak ty w ogóle na to wpadłeś?- dopowiedział.
  - Słyszałem o tym w radiu. Podobno jakieś dzieciaki wbijały tak do domów sław. Więc my też możemy spróbować. - odpowiedział z błyskiem w oku.
  - Nie zrobili o tym przypadkiem filmu? - spytała dziewczyna.
  - Tak, byłem na nim z boską Tiffany. - uśmiechnął się na wspomnienie White, na co jego przyjaciele wywrócili oczami.
  - Nikogo to nie interesuje. - chłopak posłał mu fałszywy uśmiech. - Wracając, myślę że to niezła zabawa.
  - Z nią też była niezła zabawa. - rozmarzył się Alan.
  - Puść mnie, a mu przypierdolę w ten pusty łeb. - wysyczała Carter.
  - Ludzie ogarnijcie się! Co sądzicie o moim pomyśle? - niecierpliwił się Harrison.
  - To nie jest pomysł tylko chore marzenie. Nie udałoby się nam na 100% ! Jeśli zamierzasz to zrobić, rób to beze mnie. Nie chcę mieć problemów. - mówiąc to wyślizgnęła się z jego ramion.
  - Zgadzam się z młodą. - poparł ją koszykarz.
  - Jesteś ode mnie młodszy o dwa miesiące. - oburzyła się Chan. - Ja lecę. A ty Jesse, proszę nie rób nic głupiego...- wyszeptała. Nie otrzymała odpowiedzi. Chłopcy odprowadzili ją wzrokiem.
  - Zbiera się na deszcz. Spadam.- szybko się pożegnali. Brunet zostając sam, zaczął myśleć o swoim pomyśle. " To nie może się nie udać. "- pomyślał zapalając skręta.

_________________________________________

   - Wróciłam! - krzyknęła do pustego korytarza. Zdjęła ulubione,teraz mokre trampki po czym rzuciła je w kąt. Westchnęła i ruszyła po schodach do pokoju. Otworzyła białe drzwi wkraczając do swojego królestwa. W pomieszczeniu panował ład i porządek, jak zawsze. Spoglądając w lustro zauważyła, że nadal ma na sobie kurtkę chłopaka. Zsunęła ją z ramion podchodząc do okna. Z matką widziała się tylko w niedziele. Każdego roku, każdego miesiąca, każdego tygodnia. Kobieta spędzała pozostały czas w swoim biurze projektując nowe kreacje. Początkowo była przeciwna towarzystwu w jakim obraca się jej jedyne dziecko, ale gdy poznała chłopców, diametralnie zmieniła zdanie. Wiedziała, że zawsze jej pomogą i obronią. Pozwalała spełniać marzenia córce. Można pomyśleć, że Chanel ma słaby kontakt z matką i jej wprost nienawidzi, wtedy dziewczyna wpada niepohamowany śmiech. Choć widzi Dorothy jeden dzień w tygodniu, bardzo ją kocha i szanuje. 
   Weszła do garderoby od razu napotykając wiszący strój absolwenta. Gdy jej matka zobaczyła go po raz pierwszy była bliska zawału. Gruby, czarny oraz niewygodny materiał. Uczczenie zakończenia szkoły nawet jest koszmarem. Zmieniła przemoczoną koszulkę na biały sweter i wróciła do sypialni. Usiadła naprzeciwko lustra uważnie przyglądając się swojej sylwetce. Z włosów ściekały krople padającego nadal deszczu. Jej twarz nie wyrażała żadnych uczuć. Spróbowała się uśmiechnąć, ale wyszedł z tego krzywy grymas. Zmarszczyła brwi przyciągając kolana do klatki piersiowej. Ciągle myślała nad niepoważnym pomysłem Jesse'ego. To byłoby nierozsądne z ich strony. Przecież wkraczają w dorosłość. Mają ostatnie lata na wspólne imprezy. Niedługo będą myśleć o pracy, znalezieniu partnera, może nawet o założeniu rodziny... Takie przeżycie byłoby jednym z najlepszych... Ale mogą ich złapać! Wtedy całe życie przekreślone. Zawsze za dużo myślała. Rozpamiętywała każde rany i upadki. To ci idioci dawali jej radość z życia. 
   - I co ja mam zrobić? - wychrypiała do swojego odbicia.

_________________________________________

   White przemierzał biegiem miasto aby jak najszybciej dostać się do domu. Przeskakując ostatnie schodki znalazł się przy drzwiach. Otworzył je z rozmachem i głośno zatrzasnął. Z salonu dochodziły damskie śmiechy.
  - Kto to?! - wykrzyknął jeden z nich. Rozpoznał w nim swoją młodszą siostrę, Sylvia'e. Do trójki rodzeństwa zaliczała się również najstarsza, Lydia, obecnie mieszkająca w akademiku przy Harvardzie, gdzie szkoliła się na prawnika. To ona miała przejąć rodzinną kancelarie.
  - Włamywacz! - odkrzyknął nastolatek. Rozległy się ciche śmiechy. Wchodząc do pomieszczenia zastał w nim siostrę i jej przyjaciółkę, Martha'e. Ta druga widząc jego przemoczony oraz prześwitujący t-shirt zarumieniła się, ukrywając to pod gęstymi blond włosami. Chłopak uśmiechnął się pod nosem widząc jej reakcję.
  - Rodzice jeszcze nie wrócili? - spytał opierając się o framugę. Omiótł wzrokiem pokój. Dziewczyny były w trakcie wieczoru filmowego, na co wskazywały rozrzucone opakowania po płytach i masa popcornu.
  - Poszli na jakiś bankiet, czy coś. - odpowiedziała zamyślona różowowłosa. Ojciec prawie ją wydziedziczył po zobaczeniu jej nowej fryzury.
  - Spoko. Co oglądacie? - spytał obojętnie.
  - 'Jestem legendą'. - odparła z szerokim uśmiechem jego adoratorka.
  - Jak się przebiorę to do was przyjdę. - puścił jej oczko i skierował się do sypialni. Usłyszał jeszcze stłumiony pisk na który się cicho zaśmiał. Wiedział, że się jej podoba, jak większości dziewczyn z ich szkoły i lubił to wykorzystywać. Wchodząc do pomieszczenia zrzucił z siebie ubrania i założył szkolny dres, który po wczorajszym meczu zakończył karierę i został tylko pamiątką. Po drodze na dół, sięgnął po ręcznik, którym wytarł swoje ciemnobrązowe włosy. Ponownie wywołał zachwycenie swoją osobą będąc w salonie, ciesząc się, że nie wychodzi z prawy. Dziewczyny kończyły pierwszy rok w tym samym liceum. Usiadł pomiędzy młodymi damami i zamiast skupić się na filmie odpłynął myślami do dzisiejszej rozmowy. Co odbiło Harrison'owi? Dlaczego chciał kogoś okraść? Może naprawdę chce się tylko zabawić? Wszyscy mówili, że jego przyjaciel to podejrzany typ, ale on znał go najlepiej i dotąd był pewny, że nie jest niebezpieczny. Może ludzie mają rację... Hannah i Martin White nie byli zadowoleni, że ich syn zadaje się z 'kryminalistą'. Oceniali go tak tylko dlatego, że jego ciało było pokryte tatuażami. Tak naprawdę Jesse nigdy nikomu nic nie zrobił. Pomijając kilka bójek, co zdarzyło się napewno każdemu chłopakowi w ich wieku, był uczciwy. Przynajmniej dotąd...

_________________________________________

   Jesse jeździł po ulicach Miami swoim ukochanym samochodem. Deszcz wygonił go z plaży. Nie miał zamiaru wracać do któregoś z domów. Ojciec pewnie jeszcze nie wrócił z pracy, a matka sprawdza jakieś bazgroły. Agnes jest wykładowcą na pobliskiej uczelni na wydziale filologia angielska. Chce aby jej syn się kształcił, ale on nie jest tym zainteresowany. Derek, jego ojciec, jest architektem. Wzięli rozwód gdy chłopak miał 13 lat. Rozumiał to. Wolał to niż 'szczęśliwą rodzinkę'. Rodzice rywalizowali o jego względy, mógł pragnąć wszystkiego. Teraz gdy już dorósł, prosi ich tylko o forsę,a oni nawet już nie pytają na co. Może spać w obydwu domach, a to że starsi nie zamieniają ze sobą ani słowa, pozwala mu na imprezowanie całe noce, gdy każde myśli że jest u drugiego. Dzisiaj nie wiedział gdzie pójdzie. Zatrzymał się na parkingu pod jakąś sieciówką. W ostatnim okresie nie wiedział co ze sobą zrobić. Dlatego próbował namówić Chan i Alan'a na to włamanie. Wiedział, że im też przydałby się powiew nowości i lekka dawka adrenaliny. Ale oni byli inni... Byli zbyt perfekcyjni... Byli bez skazy...


  

czwartek, 17 kwietnia 2014

Chapter 1 //" For always and forever "

   Stare molo niedaleko Miami Beach nie jest magicznym miejscem. Kiedyś było centrum niedzielnych grillów. Przebywały tu głównie rodziny. Od kilkunastu lat było opuszczone. Nie wiele mieszkańców pamięta o jego istnieniu. Można tu spotkać tylko biegaczy lubiących trudne warunki i troje nastolatków, którzy przesiadują tam w godzinach popołudniowych. Skupmy się na nich, bowiem ta historia nie będzie o trzydziestopięcioletnim fanie Usain'a Bolt'a, pragnącym poprawić kondycję, tylko o tym radosnym trio.
   Najgłośniejszy śmiech należy do Alan'a White'a,  osiemnastoletniego szatyna o zielonych, błyszczących oczach. Jest bardzo przystojny, o czym zawzięcie dyskutują jego koleżanki na szkolnym korytarzu dzień w dzień. Przecież jako kapitan szkolnej drużyny koszykówki musi dobrze reprezentować szkołę podczas meczów. Według  dziewcząt "ideał", według samców "wzór". Pozwalało mu to nazywać się 'królem' szkoły. Zawsze był wygadany. Odziedziczył to po ojcu, który jest jednym z najbardziej cenionych w kraju prawników. Razem z matką prowadzą sporą kancelarię, która ma oddziały nawet poza granicami państwa. Każdy chce się z nim przyjaźnić, on jednak mimo tej pewności siebie, wolał przebywać w mniejszym gronie do którego należy między innymi Jesse.
   Jesse Harrison.  Srebrny Cadillac, czarne skóry i białe t-shirty to jego znak rozpoznawczy. Wygląda jakby urwał się z "Grease", tylko jego włosy są bardziej roztrzepane. Poza tym kto w tamtych czasach był wytatuowany od pasa do szyi włącznie? Malunków nigdy nie było jego zdaniem za dużo.  Wręcz przeciwnie chciał rozszerzyć swoją kolekcję, bo każdy przypominał o ważnej dla niego chwili. Bardzo dba o swój samochód. To jego oczko w głowie. Jego rodzice mało przejmują się życiem chłopaka. Brunet jest starszy o rok od swoich kompanów, lecz chodzi z nimi do szkoły jako ten sam rocznik. W poprzednim roku oblał niemiecki. "Ta baba zawsze na mnie dziwnie patrzyła" powtarza. Może dlatego kibluje... Ale powiedzmy szczerze, nigdy nie był grzecznym chłopcem. Ci którzy się do niego nie zbliżyli mają go za 'tego złego'. Nie wiele przejmuje się zdaniem innych. Chyba, że ktoś źle mówi o Chan.
   Channel Carter jest jedyną dziewczyną w paczce. Ma zapewnioną "ochronę" chłopaków. Nie jest jej na szczęście często potrzebna. Nie można jej łatwo złamać. Wszyscy powtarzają, że ona i Alan są dla siebie stworzeni. Taki sam odcień oczu oraz naturalny kolor włosów, ponieważ dziewczyna pofarbowała końcówki na ciemny kawowy. Jednak to on góruje wzrostem, 180cm robi swoje. Szatynce brakuje zaledwie 10 aby  móc mu zaśmiać się w twarz, za to aż 17cm by stanąć na równi z Jesse'im. To z nim  spędza więcej czasu w szkole,ponieważ są w tej samej klasie. Nigdy nie była malutką, słodką kruszynką. Jej wymiary wypełniają swoje zadanie, jak to kiedyś ujęła. W szkolnej hierarchii znajduje się w tych "ładnych i mądrych kobietach". Dlatego wszyscy się dziwią, zwłaszcza nauczyciele czemu jest tak blisko z Harrison'em i równocześnie z White'em. Jej rodzicielka to projektantka oraz adoratorka Coco Chanel, skąd zaczerpnęła pomysł na imię dla córki. Chan chętnie by je zmieniła. Ojca, dziewczyna ostatni raz widziała mając 5 lat.
   Bo przecież trzy różne osobowości mogą stworzyć jedną mocną więź.  Są dla siebie jak rodzina. Każde poświęci się za drugie. Wiele osób marzy o takiej przyjaźni. Dlatego spotkali się tu dziś aby pomyśleć o przyszłości. Co będzie jutro gdy wyjdą z murów szkoły ze świadectwem mówiącym o zakończeniu tych lat udręki? To ta najrozsądniejsza ich tu ściągnęła. Carter chciała usłyszeć od nich co sądzą na temat dalszej znajomości.
- Zwariowałaś?! - wykrzyknął Jesse dopalając papierosa. Dziewczynie zrobiło się głupio. "Czyli dla nich to była tylko nic nieznaczącą znajomość? Te 2 lata mówienia sobie wszystkiego i śmiania się z niczego, było niczym? " pomyślała zielonooka. Nie wiedziała co zrobić.  Udać, że dla niej też to nic nie znaczyło czy rozpłakać się pokazując jak ją zranił. Chłopak widząc jej zmieszaną minę szybko dokończył myśl.
- Chyba zwariowałaś, myśląc że nie będę uprzykrzał ci już życia.  - powiedział wtulając się w nią. - White rusz może tu swoją dupę, co? - wymamrotał groźnie brunet. Alan, siedzący dotychczas na starych deskach popijając piwo, wstał leniwie i dołączył się do uścisku.
- Niech zawsze tak będzie. - wyszeptała nastolatka.
   W swoim życiu zawsze znajdziemy kogoś kto będzie nas ciągnął w górę. Ale czy będziemy przy nim gdy pociągnie nas w dół?

Prologue // " We were flawless "

Jedyną wadą jest to, że jesteśmy bez skazy.
Dlatego oderwijmy się od codzienności,
porzućmy czerń, biel i szarość.
Przestańmy posyłać sobie sztuczne uśmiechy,
przecież wiemy, że nie są tym za co je mamy.
Nie patrzmy za siebie,
zostawmy wszystko co złe.
Uwolnijmy się z tego więzienia.
Czy chcesz być szczęśliwy?
Bądźmy razem.
Odkryjmy nowe barwy,
szczęścia i zabawy.
Uśmiechnij się do mnie,
ale proszę, nie udawaj.
Wreszcie jesteśmy wolni,
wolni i radośni.
Ale straciliśmy uczciwość.
A czy ona nie była najważniejsza?
Byliśmy bez skazy,
razem.