Menu

niedziela, 20 kwietnia 2014

Chapter 2 // " Let's have an adventure "

   - No i nareszcie nie będę musiał oglądać tej wiedźmy!- zaśmiał się Jesse, dopijając piwo. Nadal siedzieli na starym molo. Było to najlepsze miejsce na ich spotkania w całej okolicy. Alan pokręcił głową z rozbawieniem i objął ramieniem marznącą Chan, za co został nagrodzony jej delikatnym uśmiechem.
  - Tylko w koszmarach.- odparła dziewczyna pocierając dłonie. 
  - Wyobraź sobie stary, to ciało tylko dla ciebie na całą noc.- White wpadł w histeryczny śmiech. Brunet udając odruch wymiotny, poczuł na sobie zażenowany wzrok przyjaciółki.
  - Ogarnijcie się.- wymamrotała czując większy chłód opanowujący jej ciało. Była tylko w przydługiej koszulce i spodenkach. Włosy sięgające do ramion wpadały jej w oczy przez co musiała je co chwilę poprawiać. 
  - Co cię ugryzło, księżniczko?- odparł kąśliwie szatyn, wstając po nową puszkę.
  - Nic, księciuniu.- powiedziała, wtulając się w swoje ciało. Starszy widząc to zdjął swoją skórzaną kurtkę z którą się nigdy nie rozstawał i rzucił w jej stronę. Nastolatka szybko ją założyła i wyjęła papierosa z kieszeni katany. Alan opadł obok niej wyjmując telefon. 
   Siedzieli tak jeszcze pół godziny. Chanel paląc kolejne szlugi, Alan zawzięcie z kimś konwersując, a Jesse patrząc w dal oceanu. W jego głowie kłębiło się wiele myśli i niewykorzystanych pomysłów. Uświadomił sobie, że po tych wakacjach nie będzie musiał wrócić do szkoły. Nie wiedział co będzie musiał. Jego przyjaciele pewnie pójdą do dobrych college'ów. Ale czy on też chce spędzić kolejne lata na 'uczeniu się' ? Na niebie zaczęły się pojawiać ciemne chmury. Już od tygodnia były zapowiadane ulewy. Mówili to nawet w wiadomościach, które słyszał jak był u mechanika z Bridget. 'Bridget' to imię jego miłości. Czytaj srebrnego cadillaca. Gwałtownie poderwał się z miejsca co spotkało się ze zdezorientowanym wzrokiem towarzyszów.
  - Wszystko okej? - spytała Carter, marszcząc brwi, gdy chłopak chodził jak poparzony.
  - Zajebiście! - wykrzyknął uradowany. Podbiegł do niej i wziął na ręce kręcąc się w kółko. 
  - Puść mnie idioto! - krzyknęła, wyrywając się. Szatyn patrzył na nich z uśmiechem, powstrzymując się od wepchnięcia ich do wody.
  - Okej. - powiedział dziewiętnastolatek podchodząc nad krawędź pomostu.
  - Albo wiesz co, tu jest nawet przyjemnie. Nie spiesz się.- wymamrotała bardziej obejmując jego szyję aby uniknąć upadku.
  - Dobra mów co ci się stało. - niecierpliwił się zielonooki.
  - Co? A tak, już mówię. - mówił szybko Harrison, poprawiając wiszącą na nim dziewczynę. - Nie uważacie, że nasze życie jest nudne i monotonne? - odparł zamyślony.
  - Dlatego mało mnie nie wrzuciłeś do wody?! Bo mózg ci zaczął działać?! - wrzeszczała Chan. On ignorując jej słowa kontynuował. 
  - Nie sądzicie, że powinniśmy zrobić coś szalonego i przy okazji zarobić? Może nie całkiem legalnego...- odparł z ekscytacją. Przyjaciel spojrzał na niego zszokowany.
  - Co masz na myśli? - powiedział wstając.
  - Hmm? - dodała szatynka. Alan spojrzał na nią rozbawiony.
  - Pani już nie pije.- wymamrotał, po czym dostał od niej w głowę.
  - Ała? 
  - A WIĘC MYŚLĘ...- Jesse uniknął dłuższej wymiany zdań. - Że możemy odwiedzić kogoś. Kogoś bogatego. Gdy go nie będzie w domu...
  - Co ty pierdolisz? - zdziwiła się nastolatka. - Możemy mieć przez to problemy! - zaczęła panikować. Jej przyjaciel zawsze miał oryginalne pomysły, ale nie aż tak powalone.
  - Stary, tym razem przegiąłeś. - odparł kumpel. - Jak ty w ogóle na to wpadłeś?- dopowiedział.
  - Słyszałem o tym w radiu. Podobno jakieś dzieciaki wbijały tak do domów sław. Więc my też możemy spróbować. - odpowiedział z błyskiem w oku.
  - Nie zrobili o tym przypadkiem filmu? - spytała dziewczyna.
  - Tak, byłem na nim z boską Tiffany. - uśmiechnął się na wspomnienie White, na co jego przyjaciele wywrócili oczami.
  - Nikogo to nie interesuje. - chłopak posłał mu fałszywy uśmiech. - Wracając, myślę że to niezła zabawa.
  - Z nią też była niezła zabawa. - rozmarzył się Alan.
  - Puść mnie, a mu przypierdolę w ten pusty łeb. - wysyczała Carter.
  - Ludzie ogarnijcie się! Co sądzicie o moim pomyśle? - niecierpliwił się Harrison.
  - To nie jest pomysł tylko chore marzenie. Nie udałoby się nam na 100% ! Jeśli zamierzasz to zrobić, rób to beze mnie. Nie chcę mieć problemów. - mówiąc to wyślizgnęła się z jego ramion.
  - Zgadzam się z młodą. - poparł ją koszykarz.
  - Jesteś ode mnie młodszy o dwa miesiące. - oburzyła się Chan. - Ja lecę. A ty Jesse, proszę nie rób nic głupiego...- wyszeptała. Nie otrzymała odpowiedzi. Chłopcy odprowadzili ją wzrokiem.
  - Zbiera się na deszcz. Spadam.- szybko się pożegnali. Brunet zostając sam, zaczął myśleć o swoim pomyśle. " To nie może się nie udać. "- pomyślał zapalając skręta.

_________________________________________

   - Wróciłam! - krzyknęła do pustego korytarza. Zdjęła ulubione,teraz mokre trampki po czym rzuciła je w kąt. Westchnęła i ruszyła po schodach do pokoju. Otworzyła białe drzwi wkraczając do swojego królestwa. W pomieszczeniu panował ład i porządek, jak zawsze. Spoglądając w lustro zauważyła, że nadal ma na sobie kurtkę chłopaka. Zsunęła ją z ramion podchodząc do okna. Z matką widziała się tylko w niedziele. Każdego roku, każdego miesiąca, każdego tygodnia. Kobieta spędzała pozostały czas w swoim biurze projektując nowe kreacje. Początkowo była przeciwna towarzystwu w jakim obraca się jej jedyne dziecko, ale gdy poznała chłopców, diametralnie zmieniła zdanie. Wiedziała, że zawsze jej pomogą i obronią. Pozwalała spełniać marzenia córce. Można pomyśleć, że Chanel ma słaby kontakt z matką i jej wprost nienawidzi, wtedy dziewczyna wpada niepohamowany śmiech. Choć widzi Dorothy jeden dzień w tygodniu, bardzo ją kocha i szanuje. 
   Weszła do garderoby od razu napotykając wiszący strój absolwenta. Gdy jej matka zobaczyła go po raz pierwszy była bliska zawału. Gruby, czarny oraz niewygodny materiał. Uczczenie zakończenia szkoły nawet jest koszmarem. Zmieniła przemoczoną koszulkę na biały sweter i wróciła do sypialni. Usiadła naprzeciwko lustra uważnie przyglądając się swojej sylwetce. Z włosów ściekały krople padającego nadal deszczu. Jej twarz nie wyrażała żadnych uczuć. Spróbowała się uśmiechnąć, ale wyszedł z tego krzywy grymas. Zmarszczyła brwi przyciągając kolana do klatki piersiowej. Ciągle myślała nad niepoważnym pomysłem Jesse'ego. To byłoby nierozsądne z ich strony. Przecież wkraczają w dorosłość. Mają ostatnie lata na wspólne imprezy. Niedługo będą myśleć o pracy, znalezieniu partnera, może nawet o założeniu rodziny... Takie przeżycie byłoby jednym z najlepszych... Ale mogą ich złapać! Wtedy całe życie przekreślone. Zawsze za dużo myślała. Rozpamiętywała każde rany i upadki. To ci idioci dawali jej radość z życia. 
   - I co ja mam zrobić? - wychrypiała do swojego odbicia.

_________________________________________

   White przemierzał biegiem miasto aby jak najszybciej dostać się do domu. Przeskakując ostatnie schodki znalazł się przy drzwiach. Otworzył je z rozmachem i głośno zatrzasnął. Z salonu dochodziły damskie śmiechy.
  - Kto to?! - wykrzyknął jeden z nich. Rozpoznał w nim swoją młodszą siostrę, Sylvia'e. Do trójki rodzeństwa zaliczała się również najstarsza, Lydia, obecnie mieszkająca w akademiku przy Harvardzie, gdzie szkoliła się na prawnika. To ona miała przejąć rodzinną kancelarie.
  - Włamywacz! - odkrzyknął nastolatek. Rozległy się ciche śmiechy. Wchodząc do pomieszczenia zastał w nim siostrę i jej przyjaciółkę, Martha'e. Ta druga widząc jego przemoczony oraz prześwitujący t-shirt zarumieniła się, ukrywając to pod gęstymi blond włosami. Chłopak uśmiechnął się pod nosem widząc jej reakcję.
  - Rodzice jeszcze nie wrócili? - spytał opierając się o framugę. Omiótł wzrokiem pokój. Dziewczyny były w trakcie wieczoru filmowego, na co wskazywały rozrzucone opakowania po płytach i masa popcornu.
  - Poszli na jakiś bankiet, czy coś. - odpowiedziała zamyślona różowowłosa. Ojciec prawie ją wydziedziczył po zobaczeniu jej nowej fryzury.
  - Spoko. Co oglądacie? - spytał obojętnie.
  - 'Jestem legendą'. - odparła z szerokim uśmiechem jego adoratorka.
  - Jak się przebiorę to do was przyjdę. - puścił jej oczko i skierował się do sypialni. Usłyszał jeszcze stłumiony pisk na który się cicho zaśmiał. Wiedział, że się jej podoba, jak większości dziewczyn z ich szkoły i lubił to wykorzystywać. Wchodząc do pomieszczenia zrzucił z siebie ubrania i założył szkolny dres, który po wczorajszym meczu zakończył karierę i został tylko pamiątką. Po drodze na dół, sięgnął po ręcznik, którym wytarł swoje ciemnobrązowe włosy. Ponownie wywołał zachwycenie swoją osobą będąc w salonie, ciesząc się, że nie wychodzi z prawy. Dziewczyny kończyły pierwszy rok w tym samym liceum. Usiadł pomiędzy młodymi damami i zamiast skupić się na filmie odpłynął myślami do dzisiejszej rozmowy. Co odbiło Harrison'owi? Dlaczego chciał kogoś okraść? Może naprawdę chce się tylko zabawić? Wszyscy mówili, że jego przyjaciel to podejrzany typ, ale on znał go najlepiej i dotąd był pewny, że nie jest niebezpieczny. Może ludzie mają rację... Hannah i Martin White nie byli zadowoleni, że ich syn zadaje się z 'kryminalistą'. Oceniali go tak tylko dlatego, że jego ciało było pokryte tatuażami. Tak naprawdę Jesse nigdy nikomu nic nie zrobił. Pomijając kilka bójek, co zdarzyło się napewno każdemu chłopakowi w ich wieku, był uczciwy. Przynajmniej dotąd...

_________________________________________

   Jesse jeździł po ulicach Miami swoim ukochanym samochodem. Deszcz wygonił go z plaży. Nie miał zamiaru wracać do któregoś z domów. Ojciec pewnie jeszcze nie wrócił z pracy, a matka sprawdza jakieś bazgroły. Agnes jest wykładowcą na pobliskiej uczelni na wydziale filologia angielska. Chce aby jej syn się kształcił, ale on nie jest tym zainteresowany. Derek, jego ojciec, jest architektem. Wzięli rozwód gdy chłopak miał 13 lat. Rozumiał to. Wolał to niż 'szczęśliwą rodzinkę'. Rodzice rywalizowali o jego względy, mógł pragnąć wszystkiego. Teraz gdy już dorósł, prosi ich tylko o forsę,a oni nawet już nie pytają na co. Może spać w obydwu domach, a to że starsi nie zamieniają ze sobą ani słowa, pozwala mu na imprezowanie całe noce, gdy każde myśli że jest u drugiego. Dzisiaj nie wiedział gdzie pójdzie. Zatrzymał się na parkingu pod jakąś sieciówką. W ostatnim okresie nie wiedział co ze sobą zrobić. Dlatego próbował namówić Chan i Alan'a na to włamanie. Wiedział, że im też przydałby się powiew nowości i lekka dawka adrenaliny. Ale oni byli inni... Byli zbyt perfekcyjni... Byli bez skazy...


  

1 komentarz:

  1. Jejku! Mam nadzieję, że Jesse nie zrobi nic głupiego (czyt. włamanie).
    Świetny rozdział, czekam na nexta :**

    OdpowiedzUsuń