Menu

niedziela, 11 maja 2014

Chapter 5 // "Hard Blow"

   Szatyn zdezorientowany, oparł się o kolumnę stojącą przed drzwiami posiadłości. Zmrużył oczy i otworzył usta.
   - Pytasz czy chcę wejść? - powiedział akcentując każde słowo. Właśnie odwiózł do domu Zoey z 'randki', a ona zaproponowała mu wejście.
   - Jest trzecia nad ranem. - dodał skołowany. Ona tylko przygryzła wargę i zmierzyła go wzrokiem pełnym pożądania. Widząc to chłopak wiedział, że musi się zmywać.
   - To w niczym nie przeszkadza. - wymruczała przyciągając go do siebie za śnieżnobiałą koszulkę. On delikatnie wyrwał się z uścisku i uśmiechnął się sztucznie.
   - Ale jednak sądzę, że powinnaś odpuścić to dzisiaj. - powiedział starając się nie zepsuć tego co dotąd dokonał. Brunetka spojrzała na niego ze skwaszoną miną.
   - Dzisiaj. - zaśmiała się i wbiła się w jego usta. White nie odwzajemniając pocałunku odciągnął od siebie dziewczynę i posłał jej kolejny fałszywy uśmiech.
   - Jasne. - przeciągnął. - Do zobaczenia. - odparł cofając się i po chwili wsiadł na swój motor. Odetchnął głęboko i założył kask. Upewnił się czy dziewczyna weszła do domu i odpalił silnik
   - Zabiję go. - wysyczał do siebie zanim odjechał.


_________________________________________

   Harrison wchodził spokojnym, niespiesznym krokiem po chodach prowadzących na klatkę na której znajdowało się mieszkanie jego matki. Co prawda mógł zostać w pustym domu ojca, bez krzyków, pretensji i wyjaśnień. Jednak stwierdził, że pora pokazać się wreszcie rodzicielce od prawie dwóch tygodni nieobecności. Poprawił katanę na ramionach i zapukał w ciemne, dębowe drzwi. Stał i czekał, wpatrując się w wizjer. Gdy po kilku minutach nic nie ukazywało, że ktoś spieszy się otworzyć, ponowił próbę przywołania właścicielki. Zaczął nerwowo wystukiwać nieznany nikomu rytm znoszonym butem. Gdy ponownie nikt nie zaprosił go do środka, uderzył z całej siły w drewnianą powłokę. Zsunął się wzdłuż ściany i usiadł rozgoryczony. Westchnął i znalazł w kieszeni ostatniego papierosa. Spojrzał na niego zamyślony, po czym wziął go do ust i zapalił. Wdychał dym nikotynowy starając zapomnieć o wszystkich problemach. Dotknął niedawno zdobytej rany i przeklął czując znowu ból. Zawsze był postrzegany za złego człowieka. Teraz musi unikać swojego najlepszego przyjaciela. Jeśli straci też Chanel, to nie ma po co tu być. Musi uciec. Ale nie zostawi ich. Wyjadą razem. Tylko oni jeszcze nie wiedzą, że na zawsze. 

_________________________________________

   Chan przyglądała się odbiciu. Uważnie skanowała swoje ciało. Okręciła się wokół swej osi, powodując, że typowo letnia, niebieska sukienka, uniosła się z wdziękiem. Uśmiechnęła się pod nosem i rozpuściła włosy. 
   - Pasuje? - usłyszała zza zasłony głos Audrey. Jeszcze raz rzuciła okiem na strój i wyszła z przymierzalni. Stanęła wyprostowana i delikatnie się uśmiechnęła. Sam zagwizdała pod nosem i obeszła dziewczynę dookoła.
   - Wyglądasz...
   - Niesamowicie! - dokończyła Audrey za przyjaciółkę. Obie posłały Carter szczere uśmiechy i wepchnęły ją z powrotem do przymierzalni, wciskając jej małą czarną. Dziewczyna spojrzała na nią z obrzydzeniem. Bardzo mała czarna, pomyślała nastolatka. Westchnęła cicho i ściągnęła ubranie. Ślamazarnie wciągnęła sukienkę, która ukazywała wszystkie jej wady jak i zalety. Skrzywiła się widząc swoje odbicie. Obciskający materiał nie był wygodny, dlatego marzyła aby jak najszybciej go z siebie zdjąć. Wyszła szybkim krokiem do znajomych. Zapiszczały na jej widok. Nastolatka zamknęła oczy i zmarszczyła nos.
   - Ponętnie. - zaśmiała się Samanta. Chan skierowała zażenowany wzrok w stronę wejścia do sklepu. Jej źrenice powiększyły się dwukrotnie gdy zobaczyła tam Jesse'go. Co on mógł robić w sklepie z damskimi ciuchami?! Gdy ją zauważył, ruszył w jej stronę, potrącając wieszaki. Nie zwrócił jednak większej uwagi, że robi demolkę w butiku. 
   - Musimy pogadać. - powiedział poważnie gdy znalazł się przy dziewczynach. Chanel spojrzała na towarzyszki, które zakłopotane postanowiły oddalić się do wystawy z nową kolekcją.
   - Poczekaj. - szepnęła i weszła za zasłonę. Chłopak jednak nie zamierzał wypełnić jej polecenia. Wszedł za nią i zasunął materiał. Szatynka zmarszczyła brwi. Zbliżył się do niej, tak, że stykali się ciałami. Dziewczyna cofnęła się napotykając za plecami lustro. Mało nie dostała palpitacji serca. Brunet ponownie się zbliżył i oparł dłonie nad zielonooką. Jej oddech przyspieszył, a w brzuchu poczuła nieznane jej uczucie. Patrzyła na niego z obawą i ciekawością. Ucałował jej czoło i objął ramionami jej wątłe ciało. Carter niepewnie oddała uścisk i odetchnęła z ulgą. Dziewiętnastolatek oparł brodę o jej głowę. Chan przełknęła gulę w gardle i bardziej wtuliła się w przyjaciela.
   - Co się stało? - zapytała delikatnie, zaciskając palce na jego koszulce. 
   - Nie chcę aby stała ci się krzywda. - wyszeptał w jej włosy. Nastolatka zamknęła oczy i odepchnęła od siebie Harrison'a.
   - Co znowu zrobiłeś? - powiedziała z wyrzutem. 
   - Tym razem nic. - odpowiedział i uniósł kąciki ust. 
   - Tylko to chciałeś mi powiedzieć? - zdziwiła się. Poprawiła sukienkę i oparła się o lustro.
   - Chyba tak...- odparł skołowany. - Chciałem tylko ci tylko uświadomić tą jedną rzecz zanim będzie za późno... Nie będę wam przeszkadzał. Pa. - dodał, całując jej policzek. 
   - Czekaj! - odparła zdesperowana. Chłopak zatrzymał się w półkroku i przyglądał się jej z zaciekawieniem. - Nie zostawiaj mnie tu dłużej. - powiedziała przerażona. Przyjaciel zaśmiał się i ponownie ją uściskał. Nigdy nie przepadała za zakupami.
   - Czekam w aucie. - szepnął jej na ucho i wyszedł. Chanel zagryzła wargę. Nie powinna czuć motylków w brzuchu. To tylko ten przygłup i równocześnie jej przyjaciel, Jesse.


_________________________________________

   - Alan, wstawaj. - mruknęła zaspana nastolatka. Chłopak burknął z oburzeniem w poduszkę.
   - No weź. Tata chce cię widzieć. - ponowiła próbę młoda White. Szatyn na te słowa poderwał się z łóżka i chwycił leżącą na fotelu koszulkę. 
   - Poziom wkurwienia? - spytał wciągając t-shirt. 
   - Dziewiątka. - mruknęła z rozbawieniem siostra. Szatyn odetchnął głęboko i udał się do gabinetu ojca. Nie wiedział co go czeka, i to było najgorsze.Pospiesznie zbiegł po marmurowych schodach i minął z tęsknym wzrokiem kuchnię. Gdy znalazł się przed ciemnymi drzwi, uchylił je delikatnie, zaglądając do środka. Martin White - siwiejący, pięćdziesięciodwuletni  pan domu, siedział na czarnym, skórzanym fotelu. Gdy zauważył syna wbił w niego surowe spojrzenie i ruchem ręki kazał mu wejść. Chłopak ostrożnie zamknął za sobą drzwi i zajął miejsce na krześle przed biurkiem. Starszy mężczyzna splótł palce i obserwował nawet najmniejszy ruch nastolatka. Alan odchrząknął przerywając niezręczną dla niego ciszę. 
   - Gdzie byłeś w nocy? - zapytał pozbawiony uczuć, a jego oczy tliły gniew. Szatyn przełknął gulę w gardle.
   - Na randce. - odparł i przeniósł wzrok na zdjęcie wiszące za ojcem. Portret rodzinny. Wszystko idealne. Aż za bardzo. 
   - Z Harrison'em?! - wysyczał mężczyzna i uderzył dłonią w stół. Chłopak przeniósł na niego zagubione spojrzenie.
   - Co? - zaśmiał się nastolatek. - Naprawdę myślisz, że jestem...
   - Nie w takim znaczeniu.- przerwał mu ojciec. Wstał ze swego miejsca i podszedł do okna za którym rozciągał się widok na zadbany ogród. - Czy wczoraj widziałeś się z tym śmieciem? - zapytał twardo.
   - To mój przyjaciel! Nie waż się go tak nazywać! - zainterweniował nastolatek wstając. 
   - Bo co mi zrobisz? - powiedział spokojnie prawnik mrożąc go wzrokiem. Chłopak otworzył usta, ale żaden dźwięk się z nich nie wydostał. Opadł z powrotem na krzesło i wbił wzrok przed siebie.
   - Odpowiedz. - warknął.
   - Tak. - odpowiedział kąśliwie.
   - Czy dawał ci substancje odurzające?
   - Co ci znowu odbiło?! - wykrzyknął chłopak.
   - Nie waż się do mnie tak mówić! Nie chcę żebyś się stoczył! Masz zakaz spotykania się z nim.
   - Może teraz powiesz, że Chanel to dziwka i z nią też nie mogę się zadawać? - zaśmiał się znerwicowany nastolatek.
   - Za długo zadajesz się z tym człowiekiem. Ona też. - powiedział z furią.
   - Co on ci zrobił?! - nie dostał odpowiedzi. Szatyn zdenerwowany wyszedł zatrzaskując drzwi. Nie może tutaj dłużej siedzieć. Wyszedł z domu nikomu nic nie mówiąc i wsiadł na motor. Kierunek molo.

_________________________________________

   Słońce nareszcie zaczęło przygrzewać i można było poczuć rozpoczęte już wakacje. Ludzie zaczęli zaludniać brzeg oceanu przez co przyjaciele mieli o wiele mniej prywatności niż przedtem. Chan patrzyła z obrzydzeniem na anorektyczne ciała dziewczyn opalających się na plaży. Szatynka poprawiła zsuwające się okulary przeciwsłoneczne i przeniosła wzrok na Harrison'a, który z bezczelnym uśmiechem gapił się na wszystkie osobniki żeńskie będące w okolicy. Prychnęła pod nosem i udawała, że nie wiele ją to obchodzi. Zdjęła z siebie koszulkę i przerzuciła włosy na lewe ramię. Chłopak uśmiechnął się pod nosem i cmoknął udając oburzonego.
   - Co? - mruknęła nastolatka, kątem oka zauważając grupkę koszykarzy z ich byłej szkoły. 
   - Jeszcze ktoś się w tobie zakocha. - zaśmiał się dziewiętnastolatek i powrócił do podziwiania bikini pewnej blondynki. 
   - Taki był mój cel. - roześmiała się, przykuwając uwagę niektórych przechodniów. Jesse pokręcił głową z rozbawieniem. 
   - Chanel! - usłyszeli za sobą. Dziewczyna odkręciła się i zauważyła Jake'a, jednego z najlepszych sportowców z rocznika. Blond włosy chłopaka były wilgotne i roztrzepane chyba na wszystkie możliwe strony. Na jego twarzy widniał szeroki uśmiech. 
   - Chanel. - powtórzył gdy do nich podszedł. Nastolatka podniosła się niepewnie.
   - Hej? - odparła marszcząc nos. 
   - Hej. - powiedział blondyn nadal się szczerząc.
   - Cześć. - chciał zwrócić na siebie uwagę, Harrison. Gość jednak zignorował jego starania i wpatrywał się w zielonooką.
   - Emm... Coś się stało? - dziewczyna przerwała krępującą dla niej ciszę. Chłopak ocknął się i przejechał dłonią po fryzurze.
   - Po prostu chciałem pogadać z taką ślicznotką jak ty. - zaczął ją bajerować. Szatynka spojrzała na niego jak na idiotę.
   - To czemu nic nie mówiłeś? - spytała z kpiącym uśmieszkiem.
   - Oszołomiłaś mnie swoim wyglądem. - mrugnął do niej.
   - Do czego ty zmierzasz? - westchnęła, nie mając siły się z nim użerać.
   - Co powiesz na...
   - Witam wszystkich! Wasz ukochany przystojniak przyszedł! Co ty tu robisz Foster? - przed ich oczami ukazał się jak zawsze skromny White. Dziewczyna spojrzała na niego z wdzięcznością, za to brunet bardzo się ucieszył widząc kumpla.
   - Właśnie chciałem zaprosić Carter na lody. - warknął.
   - Po pierwsze, nie po nazwisku. Po drugie bez podtekstów.- powiedział poważnie szatyn i spotkał się z donośnym śmiechem Jesse'go i zażenowaniem Chan.
   - A po trzecie, i najważniejsze, nigdzie z nią nie pójdziesz. - dopowiedział ze sztucznym uśmiechem. 
   - Sama zdecyduje. - powiedział blondyn.
   - Już zdecydowała, a teraz spierdalaj. - wysyczał. Jake spojrzał na nastolatkę, która chciała stąd wyparować.
   - Nie sądzę. - zaśmiał się i jego pięść wylądowała na twarzy szatyna. Alan złapał się za krwawiący nos i wyprostował się z zamiarem oddania uderzenia, ale uprzedził go Jesse, który znokautował chłopaka jednym ciosem. Splunął na niego i chwycił ramię Chanel, stojącej z rozwartymi powiekami, ciągnąc ją za sobą w stronę samochodu. Koszykarz jeszcze kopnął leżącego w brzuch i  zgarnął pozostawione przez przyjaciół rzeczy starając się ich dogonić. 
  

1 komentarz:

  1. Czy ja dobrze zrozumiałam, że i Alan i Jesse zakochali się w Chanel? A z kolei ona coś czuje do Jesse'a? Nieźle się porobiło.
    Świetny rozdział. Czekam na nexta :**

    OdpowiedzUsuń