A więc zawieszam prawdopodobnie wszystkie blogi.
Wątpię abym coś napisała.
Ale cuda się zdarzają, więc może kiedyś...
Obecnie przeniosłam się na wattpad (klik).
Świeże historie, lepsza forma (jak dla mnie).
Zastanawiam się nad odświeżeniem "Zeszytów snów" na wattpad, czyli napisania czegoś według tego schematu. Jeśli się zdecyduję napewno powiadomię o tym na blogu.
To by było na tyle.
Przyjemnie mi się tu pisało, ale pora odłożyć 'pióro'.
cheers xx
środa, 16 lipca 2014
czwartek, 29 maja 2014
Trailer
Przedstawiam ten oto krótki zwiastun We were flawless!
Stworzony przeze mnie. Jak się podoba?
PS. To pierwszy jaki stworzyłam więc...
Autor:
relationshit.
sobota, 17 maja 2014
Urlop?
Taki nie określony ;/
Na wszystkie blogi.
Brak weny albo ochoty?
Jednak nie będzie dłuższy niż 2 tygodnie.
W tym czasie postaram się pisać rozdziały.
Autor:
relationshit.
niedziela, 11 maja 2014
Chapter 5 // "Hard Blow"
Szatyn zdezorientowany, oparł się o kolumnę stojącą przed drzwiami posiadłości. Zmrużył oczy i otworzył usta.
- Pytasz czy chcę wejść? - powiedział akcentując każde słowo. Właśnie odwiózł do domu Zoey z 'randki', a ona zaproponowała mu wejście.
- Jest trzecia nad ranem. - dodał skołowany. Ona tylko przygryzła wargę i zmierzyła go wzrokiem pełnym pożądania. Widząc to chłopak wiedział, że musi się zmywać.
- To w niczym nie przeszkadza. - wymruczała przyciągając go do siebie za śnieżnobiałą koszulkę. On delikatnie wyrwał się z uścisku i uśmiechnął się sztucznie.
- Ale jednak sądzę, że powinnaś odpuścić to dzisiaj. - powiedział starając się nie zepsuć tego co dotąd dokonał. Brunetka spojrzała na niego ze skwaszoną miną.
- Dzisiaj. - zaśmiała się i wbiła się w jego usta. White nie odwzajemniając pocałunku odciągnął od siebie dziewczynę i posłał jej kolejny fałszywy uśmiech.
- Jasne. - przeciągnął. - Do zobaczenia. - odparł cofając się i po chwili wsiadł na swój motor. Odetchnął głęboko i założył kask. Upewnił się czy dziewczyna weszła do domu i odpalił silnik
- Zabiję go. - wysyczał do siebie zanim odjechał.
- Pytasz czy chcę wejść? - powiedział akcentując każde słowo. Właśnie odwiózł do domu Zoey z 'randki', a ona zaproponowała mu wejście.
- Jest trzecia nad ranem. - dodał skołowany. Ona tylko przygryzła wargę i zmierzyła go wzrokiem pełnym pożądania. Widząc to chłopak wiedział, że musi się zmywać.
- To w niczym nie przeszkadza. - wymruczała przyciągając go do siebie za śnieżnobiałą koszulkę. On delikatnie wyrwał się z uścisku i uśmiechnął się sztucznie.
- Ale jednak sądzę, że powinnaś odpuścić to dzisiaj. - powiedział starając się nie zepsuć tego co dotąd dokonał. Brunetka spojrzała na niego ze skwaszoną miną.
- Dzisiaj. - zaśmiała się i wbiła się w jego usta. White nie odwzajemniając pocałunku odciągnął od siebie dziewczynę i posłał jej kolejny fałszywy uśmiech.
- Jasne. - przeciągnął. - Do zobaczenia. - odparł cofając się i po chwili wsiadł na swój motor. Odetchnął głęboko i założył kask. Upewnił się czy dziewczyna weszła do domu i odpalił silnik
- Zabiję go. - wysyczał do siebie zanim odjechał.
_________________________________________
Harrison wchodził spokojnym, niespiesznym krokiem po chodach prowadzących na klatkę na której znajdowało się mieszkanie jego matki. Co prawda mógł zostać w pustym domu ojca, bez krzyków, pretensji i wyjaśnień. Jednak stwierdził, że pora pokazać się wreszcie rodzicielce od prawie dwóch tygodni nieobecności. Poprawił katanę na ramionach i zapukał w ciemne, dębowe drzwi. Stał i czekał, wpatrując się w wizjer. Gdy po kilku minutach nic nie ukazywało, że ktoś spieszy się otworzyć, ponowił próbę przywołania właścicielki. Zaczął nerwowo wystukiwać nieznany nikomu rytm znoszonym butem. Gdy ponownie nikt nie zaprosił go do środka, uderzył z całej siły w drewnianą powłokę. Zsunął się wzdłuż ściany i usiadł rozgoryczony. Westchnął i znalazł w kieszeni ostatniego papierosa. Spojrzał na niego zamyślony, po czym wziął go do ust i zapalił. Wdychał dym nikotynowy starając zapomnieć o wszystkich problemach. Dotknął niedawno zdobytej rany i przeklął czując znowu ból. Zawsze był postrzegany za złego człowieka. Teraz musi unikać swojego najlepszego przyjaciela. Jeśli straci też Chanel, to nie ma po co tu być. Musi uciec. Ale nie zostawi ich. Wyjadą razem. Tylko oni jeszcze nie wiedzą, że na zawsze.
_________________________________________
Chan przyglądała się odbiciu. Uważnie skanowała swoje ciało. Okręciła się wokół swej osi, powodując, że typowo letnia, niebieska sukienka, uniosła się z wdziękiem. Uśmiechnęła się pod nosem i rozpuściła włosy.
- Pasuje? - usłyszała zza zasłony głos Audrey. Jeszcze raz rzuciła okiem na strój i wyszła z przymierzalni. Stanęła wyprostowana i delikatnie się uśmiechnęła. Sam zagwizdała pod nosem i obeszła dziewczynę dookoła.
- Wyglądasz...
- Niesamowicie! - dokończyła Audrey za przyjaciółkę. Obie posłały Carter szczere uśmiechy i wepchnęły ją z powrotem do przymierzalni, wciskając jej małą czarną. Dziewczyna spojrzała na nią z obrzydzeniem. Bardzo mała czarna, pomyślała nastolatka. Westchnęła cicho i ściągnęła ubranie. Ślamazarnie wciągnęła sukienkę, która ukazywała wszystkie jej wady jak i zalety. Skrzywiła się widząc swoje odbicie. Obciskający materiał nie był wygodny, dlatego marzyła aby jak najszybciej go z siebie zdjąć. Wyszła szybkim krokiem do znajomych. Zapiszczały na jej widok. Nastolatka zamknęła oczy i zmarszczyła nos.
- Ponętnie. - zaśmiała się Samanta. Chan skierowała zażenowany wzrok w stronę wejścia do sklepu. Jej źrenice powiększyły się dwukrotnie gdy zobaczyła tam Jesse'go. Co on mógł robić w sklepie z damskimi ciuchami?! Gdy ją zauważył, ruszył w jej stronę, potrącając wieszaki. Nie zwrócił jednak większej uwagi, że robi demolkę w butiku.
- Musimy pogadać. - powiedział poważnie gdy znalazł się przy dziewczynach. Chanel spojrzała na towarzyszki, które zakłopotane postanowiły oddalić się do wystawy z nową kolekcją.
- Poczekaj. - szepnęła i weszła za zasłonę. Chłopak jednak nie zamierzał wypełnić jej polecenia. Wszedł za nią i zasunął materiał. Szatynka zmarszczyła brwi. Zbliżył się do niej, tak, że stykali się ciałami. Dziewczyna cofnęła się napotykając za plecami lustro. Mało nie dostała palpitacji serca. Brunet ponownie się zbliżył i oparł dłonie nad zielonooką. Jej oddech przyspieszył, a w brzuchu poczuła nieznane jej uczucie. Patrzyła na niego z obawą i ciekawością. Ucałował jej czoło i objął ramionami jej wątłe ciało. Carter niepewnie oddała uścisk i odetchnęła z ulgą. Dziewiętnastolatek oparł brodę o jej głowę. Chan przełknęła gulę w gardle i bardziej wtuliła się w przyjaciela.
- Co się stało? - zapytała delikatnie, zaciskając palce na jego koszulce.
- Nie chcę aby stała ci się krzywda. - wyszeptał w jej włosy. Nastolatka zamknęła oczy i odepchnęła od siebie Harrison'a.
- Co znowu zrobiłeś? - powiedziała z wyrzutem.
- Tym razem nic. - odpowiedział i uniósł kąciki ust.
- Tylko to chciałeś mi powiedzieć? - zdziwiła się. Poprawiła sukienkę i oparła się o lustro.
- Chyba tak...- odparł skołowany. - Chciałem tylko ci tylko uświadomić tą jedną rzecz zanim będzie za późno... Nie będę wam przeszkadzał. Pa. - dodał, całując jej policzek.
- Czekaj! - odparła zdesperowana. Chłopak zatrzymał się w półkroku i przyglądał się jej z zaciekawieniem. - Nie zostawiaj mnie tu dłużej. - powiedziała przerażona. Przyjaciel zaśmiał się i ponownie ją uściskał. Nigdy nie przepadała za zakupami.
- Czekam w aucie. - szepnął jej na ucho i wyszedł. Chanel zagryzła wargę. Nie powinna czuć motylków w brzuchu. To tylko ten przygłup i równocześnie jej przyjaciel, Jesse.
_________________________________________
- Alan, wstawaj. - mruknęła zaspana nastolatka. Chłopak burknął z oburzeniem w poduszkę.
- No weź. Tata chce cię widzieć. - ponowiła próbę młoda White. Szatyn na te słowa poderwał się z łóżka i chwycił leżącą na fotelu koszulkę.
- Poziom wkurwienia? - spytał wciągając t-shirt.
- Dziewiątka. - mruknęła z rozbawieniem siostra. Szatyn odetchnął głęboko i udał się do gabinetu ojca. Nie wiedział co go czeka, i to było najgorsze.Pospiesznie zbiegł po marmurowych schodach i minął z tęsknym wzrokiem kuchnię. Gdy znalazł się przed ciemnymi drzwi, uchylił je delikatnie, zaglądając do środka. Martin White - siwiejący, pięćdziesięciodwuletni pan domu, siedział na czarnym, skórzanym fotelu. Gdy zauważył syna wbił w niego surowe spojrzenie i ruchem ręki kazał mu wejść. Chłopak ostrożnie zamknął za sobą drzwi i zajął miejsce na krześle przed biurkiem. Starszy mężczyzna splótł palce i obserwował nawet najmniejszy ruch nastolatka. Alan odchrząknął przerywając niezręczną dla niego ciszę.
- Gdzie byłeś w nocy? - zapytał pozbawiony uczuć, a jego oczy tliły gniew. Szatyn przełknął gulę w gardle.
- Na randce. - odparł i przeniósł wzrok na zdjęcie wiszące za ojcem. Portret rodzinny. Wszystko idealne. Aż za bardzo.
- Z Harrison'em?! - wysyczał mężczyzna i uderzył dłonią w stół. Chłopak przeniósł na niego zagubione spojrzenie.
- Co? - zaśmiał się nastolatek. - Naprawdę myślisz, że jestem...
- Nie w takim znaczeniu.- przerwał mu ojciec. Wstał ze swego miejsca i podszedł do okna za którym rozciągał się widok na zadbany ogród. - Czy wczoraj widziałeś się z tym śmieciem? - zapytał twardo.
- To mój przyjaciel! Nie waż się go tak nazywać! - zainterweniował nastolatek wstając.
- Bo co mi zrobisz? - powiedział spokojnie prawnik mrożąc go wzrokiem. Chłopak otworzył usta, ale żaden dźwięk się z nich nie wydostał. Opadł z powrotem na krzesło i wbił wzrok przed siebie.
- Odpowiedz. - warknął.
- Tak. - odpowiedział kąśliwie.
- Czy dawał ci substancje odurzające?
- Co ci znowu odbiło?! - wykrzyknął chłopak.
- Nie waż się do mnie tak mówić! Nie chcę żebyś się stoczył! Masz zakaz spotykania się z nim.
- Może teraz powiesz, że Chanel to dziwka i z nią też nie mogę się zadawać? - zaśmiał się znerwicowany nastolatek.
- Za długo zadajesz się z tym człowiekiem. Ona też. - powiedział z furią.
- Co on ci zrobił?! - nie dostał odpowiedzi. Szatyn zdenerwowany wyszedł zatrzaskując drzwi. Nie może tutaj dłużej siedzieć. Wyszedł z domu nikomu nic nie mówiąc i wsiadł na motor. Kierunek molo.
- Co ci znowu odbiło?! - wykrzyknął chłopak.
- Nie waż się do mnie tak mówić! Nie chcę żebyś się stoczył! Masz zakaz spotykania się z nim.
- Może teraz powiesz, że Chanel to dziwka i z nią też nie mogę się zadawać? - zaśmiał się znerwicowany nastolatek.
- Za długo zadajesz się z tym człowiekiem. Ona też. - powiedział z furią.
- Co on ci zrobił?! - nie dostał odpowiedzi. Szatyn zdenerwowany wyszedł zatrzaskując drzwi. Nie może tutaj dłużej siedzieć. Wyszedł z domu nikomu nic nie mówiąc i wsiadł na motor. Kierunek molo.
_________________________________________
Słońce nareszcie zaczęło przygrzewać i można było poczuć rozpoczęte już wakacje. Ludzie zaczęli zaludniać brzeg oceanu przez co przyjaciele mieli o wiele mniej prywatności niż przedtem. Chan patrzyła z obrzydzeniem na anorektyczne ciała dziewczyn opalających się na plaży. Szatynka poprawiła zsuwające się okulary przeciwsłoneczne i przeniosła wzrok na Harrison'a, który z bezczelnym uśmiechem gapił się na wszystkie osobniki żeńskie będące w okolicy. Prychnęła pod nosem i udawała, że nie wiele ją to obchodzi. Zdjęła z siebie koszulkę i przerzuciła włosy na lewe ramię. Chłopak uśmiechnął się pod nosem i cmoknął udając oburzonego.
- Co? - mruknęła nastolatka, kątem oka zauważając grupkę koszykarzy z ich byłej szkoły.
- Jeszcze ktoś się w tobie zakocha. - zaśmiał się dziewiętnastolatek i powrócił do podziwiania bikini pewnej blondynki.
- Taki był mój cel. - roześmiała się, przykuwając uwagę niektórych przechodniów. Jesse pokręcił głową z rozbawieniem.
- Chanel! - usłyszeli za sobą. Dziewczyna odkręciła się i zauważyła Jake'a, jednego z najlepszych sportowców z rocznika. Blond włosy chłopaka były wilgotne i roztrzepane chyba na wszystkie możliwe strony. Na jego twarzy widniał szeroki uśmiech.
- Chanel. - powtórzył gdy do nich podszedł. Nastolatka podniosła się niepewnie.
- Hej? - odparła marszcząc nos.
- Hej. - powiedział blondyn nadal się szczerząc.
- Cześć. - chciał zwrócić na siebie uwagę, Harrison. Gość jednak zignorował jego starania i wpatrywał się w zielonooką.
- Emm... Coś się stało? - dziewczyna przerwała krępującą dla niej ciszę. Chłopak ocknął się i przejechał dłonią po fryzurze.
- Po prostu chciałem pogadać z taką ślicznotką jak ty. - zaczął ją bajerować. Szatynka spojrzała na niego jak na idiotę.
- To czemu nic nie mówiłeś? - spytała z kpiącym uśmieszkiem.
- Oszołomiłaś mnie swoim wyglądem. - mrugnął do niej.
- Do czego ty zmierzasz? - westchnęła, nie mając siły się z nim użerać.
- Co powiesz na...
- Witam wszystkich! Wasz ukochany przystojniak przyszedł! Co ty tu robisz Foster? - przed ich oczami ukazał się jak zawsze skromny White. Dziewczyna spojrzała na niego z wdzięcznością, za to brunet bardzo się ucieszył widząc kumpla.
- Właśnie chciałem zaprosić Carter na lody. - warknął.
- Po pierwsze, nie po nazwisku. Po drugie bez podtekstów.- powiedział poważnie szatyn i spotkał się z donośnym śmiechem Jesse'go i zażenowaniem Chan.
- A po trzecie, i najważniejsze, nigdzie z nią nie pójdziesz. - dopowiedział ze sztucznym uśmiechem.
- Sama zdecyduje. - powiedział blondyn.
- Już zdecydowała, a teraz spierdalaj. - wysyczał. Jake spojrzał na nastolatkę, która chciała stąd wyparować.
- Nie sądzę. - zaśmiał się i jego pięść wylądowała na twarzy szatyna. Alan złapał się za krwawiący nos i wyprostował się z zamiarem oddania uderzenia, ale uprzedził go Jesse, który znokautował chłopaka jednym ciosem. Splunął na niego i chwycił ramię Chanel, stojącej z rozwartymi powiekami, ciągnąc ją za sobą w stronę samochodu. Koszykarz jeszcze kopnął leżącego w brzuch i zgarnął pozostawione przez przyjaciół rzeczy starając się ich dogonić.
- Nie sądzę. - zaśmiał się i jego pięść wylądowała na twarzy szatyna. Alan złapał się za krwawiący nos i wyprostował się z zamiarem oddania uderzenia, ale uprzedził go Jesse, który znokautował chłopaka jednym ciosem. Splunął na niego i chwycił ramię Chanel, stojącej z rozwartymi powiekami, ciągnąc ją za sobą w stronę samochodu. Koszykarz jeszcze kopnął leżącego w brzuch i zgarnął pozostawione przez przyjaciół rzeczy starając się ich dogonić.
Autor:
relationshit.
czwartek, 1 maja 2014
Chapter 4 // " How to be a heartbreaker "
Nastolatkowie odsypiali imprezę w mieszkaniu ojca Jesse'go. Mężczyzna aktualnie był zagranicą realizując jeden z projektów. Zostawiając klucze synowi, myślał o najgorszych incydentach mogących się tu wydarzyć. Jednak nawet nic nie wspomniał mu o poprawnym zachowaniu. Chłopakowi jak najbardziej to odpowiadało.
Brunet ostrożnie otworzył oczy jednak nie uniknął rażących promieni słońca. Przeklął pod nosem z zamiarem przekręcenia się na drugi bok, lecz uniemożliwiała mu to wtulona w niego szatynka. Widząc jej niewinne rysy twarzy westchnął, delikatnie wracając do poprzedniej pozycji. Przymknął powieki aby przenieść się do krainy snów, co mu się nie udało. Po chwili poczuł jak dziewczyna próbuje rozplątać się z jego uścisku.
- Mogłabyś być delikatniejsza? - spytał z poranną chrypką, nie otwierając oczu. Ciało nastolatki zesztywniało na moment.
- Nie. - powiedziała stanowczo. Jesse na początek uchylił jedną powiekę. Chan przyglądała mu się z wyczekiwaniem. Uśmiechnął się widząc jej 'groźną' minę.
- Nie śmiej się.- warknęła.
- Tak słodko się złościsz. - zaśmiał się. Lubił dogryzać. A Carter była jego ulubiona ofiarą.
- Tak wiem. A teraz puszczaj. - warknęła. Chłopak otworzył drugie oko i wypuścił zdobycz. Zielonooka przeciągnęła się i wstała z łóżka ruszając do toalety. Harrison usiadł na posłaniu i podrapał się w głowę. "Tatusiek ma wygodne łóżko." pomyślał. Sięgnął po komórkę, która leżała jak zawsze pod poduszką i serce mu stanęło, gdy zobaczył 3 nieodebrane połączenia od ojca Alana. Poderwał się, ruszając do zazwyczaj swojego pokoju, w którym dzisiejszą noc spędził White.
- Wstawaj! - krzyknął potrząsając kumplem. Chłopak ze skwaszoną miną spojrzał na przyjaciela.
- Czego? - zapytał zrozpaczony.
- Twój ojciec do mnie dzwonił! - opadł na fotel, chowając twarz w dłonie. Pierwszy raz od bardzo dawna panikował. Wiedział, że już po nim. Pan White nigdy do niego nie dzwonił. Nigdy.
- O kurwa. - mruknął szatyn. Spojrzał na przerażonego przyjaciela. - Weź nie panikuj. - odparł spokojnie.
- Wiesz, że on chce mnie zabić! A teraz możemy planować mój pogrzeb! - wrzasnął.
- Co on by miał od ciebie chcieć? - zdziwił się Alan.
- Skąd mam wiedzieć?! Pewnie ktoś mu buchnął auto i myśli, że to ja! - krzyczał brunet. Wstał i rozbił stojącą na biurku lampę. Odetchnął i jakby nigdy nic wyszedł za drzwi. Sportowiec był zdezorientowany jego zachowaniem. Nie rozmyślał jednak nad tym za długo, ból głowy dał o sobie znać. Jęknął obolały i skierował się do kuchni. Zastał tam przebraną już Chanel pijącą herbatę.
- Siema. - rzucił ospały. Dziewczyna zaśmiała się na jego widok. Nawet ona miała od niego mocniejszą głowę. Ale to i tak nie zmienia faktu, że szatyn wczoraj przesadził.
- Hej. Chcesz proszka? - spytała ze współczuciem. On tylko pokiwał twierdząco głową i usiadł na stołku przy blacie. Carter przesunęła w jego stronę opakowanie leków, wracając do obserwowania co się dzieje za oknem. Zapadła między nimi cisza, która była kojąca dla zmysłów Alan'a. Jednak był zbyt gadatliwy by mogła trwać dłużej.
- Gdzie Harrison? - zapytał bawiąc się stojącą przed nim szklanką.
- Nie wiem. Trzasnął drzwiami i już go nie było. - westchnęła nawet nie patrząc na rozmówcę. Ten skinął głową na znak, że zrozumiał choć i tak było to rzeczą niepotrzebną. Dziewczyna ponownie trafiła do świata myśli z którego ostatnio coraz trudniej było jej uciec. Szatyn obserwował jej zamyśloną twarz. Pamiętał dlaczego wczoraj się upił. Nie dało mu to jednak tego na co liczył. Tak bardzo chciał ją teraz złapać za rękę i uśmiechnąć się mówiąc, że wszystko będzie dobrze. Ale nie mógł. Ona ma go tylko za przyjaciela i niech tak zostanie. Sam nie chciał pakować się w związek. To nie było dla niego. Był wolnym strzelcem. Więc pytanie brzmi, co mu wczoraj odbiło?
- A wam co? - Jesse wszedł do pomieszczenia kładąc na blacie niepełną paczkę czerwonych Marlboro. Chanel przeniosła na niego leniwe spojrzenie i westchnęła, przeciągając się. Za to Alan nadal lustrował wzrokiem nastolatkę.
- Aha. - odparł brunet nalewając sobie kawy. Carter chrząknęła i zeszła ze stołka. Stanęła na wprost Harrison'a wbijając w niego wyczekujące spojrzenie.
- Już nie panikujesz? - zaśmiała się. Chłopak spojrzał na nią urażonym wzrokiem i potargał jej włosy. Dziewczyna pisnęła i odpłaciła się tym samym.
- Ludzie ciszej. - zawył White przerywając śmiech pary. Po chwili został przez nich napadnięty i słychać było głównie jego głos.
- Siema. - rzucił ospały. Dziewczyna zaśmiała się na jego widok. Nawet ona miała od niego mocniejszą głowę. Ale to i tak nie zmienia faktu, że szatyn wczoraj przesadził.
- Hej. Chcesz proszka? - spytała ze współczuciem. On tylko pokiwał twierdząco głową i usiadł na stołku przy blacie. Carter przesunęła w jego stronę opakowanie leków, wracając do obserwowania co się dzieje za oknem. Zapadła między nimi cisza, która była kojąca dla zmysłów Alan'a. Jednak był zbyt gadatliwy by mogła trwać dłużej.
- Gdzie Harrison? - zapytał bawiąc się stojącą przed nim szklanką.
- Nie wiem. Trzasnął drzwiami i już go nie było. - westchnęła nawet nie patrząc na rozmówcę. Ten skinął głową na znak, że zrozumiał choć i tak było to rzeczą niepotrzebną. Dziewczyna ponownie trafiła do świata myśli z którego ostatnio coraz trudniej było jej uciec. Szatyn obserwował jej zamyśloną twarz. Pamiętał dlaczego wczoraj się upił. Nie dało mu to jednak tego na co liczył. Tak bardzo chciał ją teraz złapać za rękę i uśmiechnąć się mówiąc, że wszystko będzie dobrze. Ale nie mógł. Ona ma go tylko za przyjaciela i niech tak zostanie. Sam nie chciał pakować się w związek. To nie było dla niego. Był wolnym strzelcem. Więc pytanie brzmi, co mu wczoraj odbiło?
- A wam co? - Jesse wszedł do pomieszczenia kładąc na blacie niepełną paczkę czerwonych Marlboro. Chanel przeniosła na niego leniwe spojrzenie i westchnęła, przeciągając się. Za to Alan nadal lustrował wzrokiem nastolatkę.
- Aha. - odparł brunet nalewając sobie kawy. Carter chrząknęła i zeszła ze stołka. Stanęła na wprost Harrison'a wbijając w niego wyczekujące spojrzenie.
- Już nie panikujesz? - zaśmiała się. Chłopak spojrzał na nią urażonym wzrokiem i potargał jej włosy. Dziewczyna pisnęła i odpłaciła się tym samym.
- Ludzie ciszej. - zawył White przerywając śmiech pary. Po chwili został przez nich napadnięty i słychać było głównie jego głos.
_________________________________________
Srebrny cadillac właśnie skręcił w boczną uliczkę na której był postawiony dom przyjaciółki kierowcy. Dziewczyna siedząca na tylnym siedzeniu posmutniała widząc swój dom. Znowu będzie sama. Sama ze swoimi myślami. Westchnęła gdy samochód się zatrzymał i chwyciła leżącą obok niej torbę.
- To pa. - westchnęła i już miała zamykać drzwi auta gdy zatrzymał ją krzyk Jesse'go.
- Czekaj! - odkręcił się w jej stronę na siedzeniu. - Siadaj! - dodał szybko. Chanel niepewnie ponownie zajęła swoje miejsce. Gdy chłopak usłyszał charakterystyczny dźwięk zatrzaskujących się drzwi, ruszył gwałtownie.
- Stary, co ci się stało? - zdziwił się, nieodzywający się przez całą drogę, Alan. Harrison tylko posłał mu szeroki uśmiech i docisnął gazu. Siedząca z tyłu nastolatka, przerażona zapięła pasy i wcisnęła się bardziej w fotel. Nie mieli pojęcia gdzie wiezie ich przyjaciel, ale nie ważyli się o to pytać, w trosce o własne zdrowie. Wjechali właśnie w centrum Miami. Dziewczyna siedziała z zamkniętymi oczami, biorąc głębokie wdechy. Co kilka minut słychać było trąbienie innych kierowców, którym zawadził dziewiętnastolatek. White włączył radio i w samochodzie rozległa się głośna muzyka. Wystukiwał rytm, wyglądając za okno. Zmierzali do jednej z tych 'mrocznych' dzielnic miasta. Szatyn spojrzał na kumpla, ale ten był za bardzo zajęty jazdą. Kierowca zmrużył oczy i skręcił na parking pod marketem, na którym uciekał od rzeczywistości w gorsze dni. Był tu też tamtego wieczoru gdy panowała jedna z największych ulew w tym roku. Zaparkował z dala od innych i zgasił silnik. Odkręcił się do kompanów biorąc głęboki wdech.
- Jesteśmy. - poinformował. Spotkał się z ich zdziwionymi wzrokami.
- Na parkingu? - spytał niepewnie zielonooki. Jesse potwierdził skinieniem głowy.
- Dlatego mało nas nie zabiłeś! - wybuchła Chan. Brunet uśmiechnął się szeroko.
- Czekałem aż to powiesz. - westchnął. Nastolatka wbijała w niego mordercze spojrzenie.
- Dobra, gadaj. - warknęła, odpinając pasy.
- Musimy obmyślić plan. - odparł. Alan otworzył usta, ale nie wydał się z nich żaden dźwięk.
- Co ci? - Jesse obrzucił go zdegustowanym spojrzeniem.
- Jaki plan? - wymamrotał, drapiąc się po głowie. Najstarszy wypuścił powietrze i spojrzał porozumiewawczo na dziewczynę.
- Sama nie wiem o co w tym chodzi. - mruknęła przyglądając się swoim paznokciom. Chłopak załamany przetarł dłonią twarz.
- Dwa dni temu... - zaczął powoli im tłumaczyć, tak jak dzieciom. - ...mówiłem wam o planie. - podkreślił ostatnie słowo. Widząc, że i tak wiele to nie dało, ponowił próbę. - Na imprezie też. - warknął.
- Wiesz ja z imprezy dużo nie pamiętam. - westchnął szatyn. Jesse przewrócił oczami.
- O włamaniu się! - uniósł się nastolatek.
- Aaa. Trzeba było tak od razu. - odparł zamyślony White. Brunet zacisnął pięści i spojrzał na Chanel. Dziewczyna pochyliła w stronę chłopaków.
- Tak. Pamiętam. - powiedziała wolno i głośno. Po czym znowu opadła na siedzenie z ironicznym uśmieszkiem.
- A pamiętasz co mi wczoraj powiedziałaś? - zapytał brązowooki z chytrym wyrazem twarzy.
- Tak. - mruknęła pod nosem. Chłopak zatarł zadowolony dłonie.
- Niech teraz nikt mi nie przerywa. - ogarnął wzrokiem towarzyszów. - Plan jest taki. 'Atakujemy' dom Parker'ów. Ale żeby nas nie złapali trzeba wyłączyć alarm. Tylko po co mamy się w to bawić, skoro mamy naszego Alusia. - uśmiechnął się przebiegle. Za to wyżej wymieniony popatrzył na niego przerażony, ale nie odważył się mu przerwać. - Poderwiesz Zoey. Choć już to zrobiłeś...- zamyślił się na chwilę. - Nieważne. A więc dzisiaj się z nią spotkasz i ogarniesz kiedy jest sama w domu. Wtedy do niej przyjdziesz, a my z Chan będziemy niespodziewanymi gośćmi. Damy jej 'tabletkę zapomnienia' i będzie myślała, że jej się to śniło. Wtedy zgarniemy kasę, ale nie za dużo bo się zorientują. Gdy tylko wyjdziemy z willi, jedziemy na 'wakacje'. Teraz można zadawać pytania. - zakończył swój monolog. Pierwsza wyrwała się Carter, widząc, że White się zaciął.
- Skąd będziesz miał tabletkę? - zaciekawiona podparła brodę o dłoń.
- Mam dojścia. - uciął 'geniusz zła'. Szatynka uniosła brew.
- Okej. Jakie wakacje? - ponownie się odezwała.
- Gdzie pragniesz. - powiedział tajemniczo.
- Tokio?
- Jeśli chcesz. - dziewczyna uśmiechnęła się delikatnie słysząc te słowa.
- Alusia? - odwiesił się chłopak. Przyjaciel posłał mu ironiczny uśmiech. - Serio? - zdziwił się.
- Ona tak na ciebie nie mówi? - spytał Jesse.
- Nie. - odparł obużony szatyn.
- Na pewno? - spojrzał na niego tajemniczo. White siedział cały spięty i nie wiedział co odpowiedzieć.
- Jak chcesz wynieść kasę? W ogóle ile? - dziewczyna ponownie zadała pytania.
- W torbach. Zobaczymy. - odpowiedział szybko.
- Okej. - odparła dziewczyna. Chłopak spojrzał na nią zdziwiony.
- Żadnego " mogą nas złapać"? - zapytał uważnie się jej przyglądając.
- Jak złapią zwale wszystko na ciebie. - uśmiechnęła się niewinnie. Jesse zaśmiał się pod nosem.
- A ty?- spytał White'a, nadal pochłoniętego rozmyślaniem. Dopiero gdy chłopak dostał po głowie, jego wzrok otrzeźwiał.
- Jeśli nie ucierpię cieleśnie, to czemu nie. - odparł.
- Wiedziałem, że was przekonam! - wykrzyknął uradowany brunet.
- Jasne, a teraz odwieź mnie do domu. Muszę od ciebie odpocząć. - westchnęła szatynka. Wolała teraz wrócić do tego pustego mieszkania, niż słuchać planów Jesse'go. Po chwili było słychać charakterystyczny dźwięk Bridget, odjeżdżającej w stronę domu Chanel.
- To pa. - westchnęła i już miała zamykać drzwi auta gdy zatrzymał ją krzyk Jesse'go.
- Czekaj! - odkręcił się w jej stronę na siedzeniu. - Siadaj! - dodał szybko. Chanel niepewnie ponownie zajęła swoje miejsce. Gdy chłopak usłyszał charakterystyczny dźwięk zatrzaskujących się drzwi, ruszył gwałtownie.
- Stary, co ci się stało? - zdziwił się, nieodzywający się przez całą drogę, Alan. Harrison tylko posłał mu szeroki uśmiech i docisnął gazu. Siedząca z tyłu nastolatka, przerażona zapięła pasy i wcisnęła się bardziej w fotel. Nie mieli pojęcia gdzie wiezie ich przyjaciel, ale nie ważyli się o to pytać, w trosce o własne zdrowie. Wjechali właśnie w centrum Miami. Dziewczyna siedziała z zamkniętymi oczami, biorąc głębokie wdechy. Co kilka minut słychać było trąbienie innych kierowców, którym zawadził dziewiętnastolatek. White włączył radio i w samochodzie rozległa się głośna muzyka. Wystukiwał rytm, wyglądając za okno. Zmierzali do jednej z tych 'mrocznych' dzielnic miasta. Szatyn spojrzał na kumpla, ale ten był za bardzo zajęty jazdą. Kierowca zmrużył oczy i skręcił na parking pod marketem, na którym uciekał od rzeczywistości w gorsze dni. Był tu też tamtego wieczoru gdy panowała jedna z największych ulew w tym roku. Zaparkował z dala od innych i zgasił silnik. Odkręcił się do kompanów biorąc głęboki wdech.
- Jesteśmy. - poinformował. Spotkał się z ich zdziwionymi wzrokami.
- Na parkingu? - spytał niepewnie zielonooki. Jesse potwierdził skinieniem głowy.
- Dlatego mało nas nie zabiłeś! - wybuchła Chan. Brunet uśmiechnął się szeroko.
- Czekałem aż to powiesz. - westchnął. Nastolatka wbijała w niego mordercze spojrzenie.
- Dobra, gadaj. - warknęła, odpinając pasy.
- Musimy obmyślić plan. - odparł. Alan otworzył usta, ale nie wydał się z nich żaden dźwięk.
- Co ci? - Jesse obrzucił go zdegustowanym spojrzeniem.
- Jaki plan? - wymamrotał, drapiąc się po głowie. Najstarszy wypuścił powietrze i spojrzał porozumiewawczo na dziewczynę.
- Sama nie wiem o co w tym chodzi. - mruknęła przyglądając się swoim paznokciom. Chłopak załamany przetarł dłonią twarz.
- Dwa dni temu... - zaczął powoli im tłumaczyć, tak jak dzieciom. - ...mówiłem wam o planie. - podkreślił ostatnie słowo. Widząc, że i tak wiele to nie dało, ponowił próbę. - Na imprezie też. - warknął.
- Wiesz ja z imprezy dużo nie pamiętam. - westchnął szatyn. Jesse przewrócił oczami.
- O włamaniu się! - uniósł się nastolatek.
- Aaa. Trzeba było tak od razu. - odparł zamyślony White. Brunet zacisnął pięści i spojrzał na Chanel. Dziewczyna pochyliła w stronę chłopaków.
- Tak. Pamiętam. - powiedziała wolno i głośno. Po czym znowu opadła na siedzenie z ironicznym uśmieszkiem.
- A pamiętasz co mi wczoraj powiedziałaś? - zapytał brązowooki z chytrym wyrazem twarzy.
- Tak. - mruknęła pod nosem. Chłopak zatarł zadowolony dłonie.
- Niech teraz nikt mi nie przerywa. - ogarnął wzrokiem towarzyszów. - Plan jest taki. 'Atakujemy' dom Parker'ów. Ale żeby nas nie złapali trzeba wyłączyć alarm. Tylko po co mamy się w to bawić, skoro mamy naszego Alusia. - uśmiechnął się przebiegle. Za to wyżej wymieniony popatrzył na niego przerażony, ale nie odważył się mu przerwać. - Poderwiesz Zoey. Choć już to zrobiłeś...- zamyślił się na chwilę. - Nieważne. A więc dzisiaj się z nią spotkasz i ogarniesz kiedy jest sama w domu. Wtedy do niej przyjdziesz, a my z Chan będziemy niespodziewanymi gośćmi. Damy jej 'tabletkę zapomnienia' i będzie myślała, że jej się to śniło. Wtedy zgarniemy kasę, ale nie za dużo bo się zorientują. Gdy tylko wyjdziemy z willi, jedziemy na 'wakacje'. Teraz można zadawać pytania. - zakończył swój monolog. Pierwsza wyrwała się Carter, widząc, że White się zaciął.
- Skąd będziesz miał tabletkę? - zaciekawiona podparła brodę o dłoń.
- Mam dojścia. - uciął 'geniusz zła'. Szatynka uniosła brew.
- Okej. Jakie wakacje? - ponownie się odezwała.
- Gdzie pragniesz. - powiedział tajemniczo.
- Tokio?
- Jeśli chcesz. - dziewczyna uśmiechnęła się delikatnie słysząc te słowa.
- Alusia? - odwiesił się chłopak. Przyjaciel posłał mu ironiczny uśmiech. - Serio? - zdziwił się.
- Ona tak na ciebie nie mówi? - spytał Jesse.
- Nie. - odparł obużony szatyn.
- Na pewno? - spojrzał na niego tajemniczo. White siedział cały spięty i nie wiedział co odpowiedzieć.
- Jak chcesz wynieść kasę? W ogóle ile? - dziewczyna ponownie zadała pytania.
- W torbach. Zobaczymy. - odpowiedział szybko.
- Okej. - odparła dziewczyna. Chłopak spojrzał na nią zdziwiony.
- Żadnego " mogą nas złapać"? - zapytał uważnie się jej przyglądając.
- Jak złapią zwale wszystko na ciebie. - uśmiechnęła się niewinnie. Jesse zaśmiał się pod nosem.
- A ty?- spytał White'a, nadal pochłoniętego rozmyślaniem. Dopiero gdy chłopak dostał po głowie, jego wzrok otrzeźwiał.
- Jeśli nie ucierpię cieleśnie, to czemu nie. - odparł.
- Wiedziałem, że was przekonam! - wykrzyknął uradowany brunet.
- Jasne, a teraz odwieź mnie do domu. Muszę od ciebie odpocząć. - westchnęła szatynka. Wolała teraz wrócić do tego pustego mieszkania, niż słuchać planów Jesse'go. Po chwili było słychać charakterystyczny dźwięk Bridget, odjeżdżającej w stronę domu Chanel.
_________________________________________
Po odstawieniu przyjaciółki na miejsce zamieszkania, chłopaki postanowili zacząć realizować pierwszy punkt planu.
- Muszę? - upewnił się Alan. Brunet tylko pokiwał głową i odpalił papierosa. Chłopak nie spiesząc się, wybrał numer wielbicielki. Po pierwszym sygnale, usłyszał jej piskliwy głos.
- Hej, przystojniaku. - zamruczała do słuchawki. Szatyn przerażony spojrzał na wyświetlacz komórki, upewniając się, że dzwoni do właściwej osoby. Przełknął gulę w gardle i zaczął działać.
- No cześć, Zoey. Co tam u ciebie? - udając entuzjazm, zaczął słuchać jej wywodu.
- [...], a później poszłam zrobić manicure. Posłuchaj jakie bezguście mnie przyjmowało! Nie chciał byś jej widzieć. Odrosty, nie modne ciuchy. No powiedz mi kto w tych latach nosi dzwony! - emocjonowała się od dobrych pięciu minut. Jesse zwyczajnie znudzony, pokazał ruchem ręki kumplowi aby się streszczał.
- Ta... Słuchaj, może do ciebie wpadnę! - przerwał jej przed natłokiem kolejnych informacji.
- Nie wiesz jak o tym marzę! Ale moja ciotka przyjechała na weekend... Stara wiedźma, zawsze jest tam gdzie jej nie trzeba. - wysyczała ostatnie zdanie. - Ale możemy pójść do kina! - dodała szybko.
- Do kina...- chłopak spojrzał na przyjaciela. Ten pokiwał głową na znak, że ma się zgodzić. - Jasne. To wpadnę po ciebie o szóstej?
- Czekam na ciebie, kociaku. Mrr. - starała się powiedzieć to seksownie.
- Do zobaczenia. - zakończył rozmowę jak się najszybciej dało. Przyzwyczaił się do gadek dziewczyn, ale to... Tego się nie spodziewał!
- Mrr. - powtórzył Jesse, akcentując dłonią.
- Zabije cię, stary. - wysyczał White. Harrison tylko się zaśmiał w odpowiedzi.
_________________________________________
Szatyn podjechał pod posiadłość na swoim motorze. Osobiście chciał uniknąć wszelkich kontaktów fizycznych z brunetką, ale jego przyjaciel stwierdzi, że szybciej będzie 'jego'. Tylko czy on tego chciał? Zauważył zmierzającą w jego stronę dziewczynę. Była ładna. Jedna z najładniejszych ze szkoły. Ale jej charakter odrzucał White'a. Tym razem jednak musi być miły. Obiecał.
- Hejka. - odparła nawet uroczo. Przyjrzał się jej dokładnie. Miała na sobie pudrową, luźną spódnicę, a w nią wsunięta była delikatnie prześwitująca koszula be rękawów. Jej gęste, kręcone, czarne włosy zostały rozpuszczone i powiewały na wietrze. Wyglądała inaczej. Delikatniej. Chłopak posłał jej szczery uśmiech i podał kask.
- Ślicznie wyglądasz. - odparł zgodnie z prawdą. Nastolatka zaśmiała się dźwięcznie i nałożyła ochraniacz.
- Jedziemy?- spytała. Alan pokiwał głową i pomógł jej wsiąść. Może nie będzie tak strasznie jak myślał?
_________________________________________
Dziewczyna wbiegła do salonu chwytając telefon. Widząc numer przyjaciela, westchnęła i odebrała.
- Czego chcesz? - warknęła.
- A tobie co? - zdziwił się Harrison.
- Nic. Tylko myślałam, że to moja mama.- ponownie westchnęła siadając na kanapie.
- Wszystko okej? - zapytał z troską.
- Tak, jasne... - odpowiedziała zamyślona. Kiedy wróciła do domu zastała karteczkę od mamy informującą o jej wyjeździe. Zawsze dzwoniła jeszcze tego samego dnia. Dzisiaj to jeszcze nie nastało, choć jest już po dziewiątej.
- Czemu dzwonisz? - spytała gdy przez dłuższy czas chłopak się nie odzywał.
- Mogę do ciebie wpaść? To dość ważne. - jego głos nie wyrażał żadnych uczuć. Chan zastanawiała się co mogło się stać.
- Czekam. - powiedziała po czym odłożyła słuchawkę. Zapanowała w niej dziwna pustka. Zaczynała topić się w swoich myślach. Coraz częściej. Potrząsnęła głową i ruszyła do kuchni zaparzyć kawę. Niedługo po pomieszczeniu rozniósł się ulubiony zapach dziewczyny. Lubiła gdy drażnił jej nozdrza. Wdychała go z zamkniętymi oczami. Tylko to ją uspakajało. Nalała ciecz do kubka i w momencie gdy miała zanurzyć w niej wargi, usłyszała dzwonek do drzwi. Przeklęła pod nosem, odstawiając kubek i poszła wpuścić przyjaciela. Gdy go zobaczyła, rozszerzyła powieki. Sparaliżowana przyglądała się jego poharatanej twarzy. Chłopak unikał jej wzroku. Uchyliła szerzej drzwi wpuszczając gościa do środka. Zamknęła je, przejeżdżając po nich dłonią. Cicho westchnęła i poszła po apteczkę. Gdy ją znalazła, weszła do kuchni w której siedział ranny, pijąc jej kawę. Zacisnęła szczękę i z hukiem rzuciła przedmiot na stół. Ponownie zlustrowała ofiarę. Rozcięty łuk brwiowy, spuchnięte oko, zdarta skóra na policzku. Czyli nic nowego. Chwyciła wodę utlenioną i namoczyła nią wacik. Przejechała nim po twarzy chłopaka kilkukrotnie. Opatrywała go w ciszy. Żadne nich nie chciało zacząć rozmowy. Ona nie chciała wiedzieć. On obawiał się jej powiedzieć. Syknął z bólu gdy dotknęła siniaka.
- Nie pytasz? - wyszeptał. Była zdziwiona jego spokojem i niewinnością. Jednak nie okazywała tego.
- Wiem, że chodzi o to co zawsze. - posłała mu smutne spojrzenie. Nastolatek westchnął i złapał jej dłoń.
- Nie chodziło o narkotyki. - powiedział wpatrując się w jej oczy. Jednak nie odnalazł w nich wsparcia jak zawsze. Były puste jakby zamglone. Wypuścił z uścisku jej palce. - Chciałbym, żeby o nie chodziło. Było by prościej. - powiedział cicho. Chanel nie rozumiała o co mu mogło chodzić. Przeczesała włosy i oparła się bokiem o blat.
- Prościej. -prychnęła. - Wiesz, że pakujesz się w kłopoty, a i tak tego nie przestajesz robić. - powiedziała z wyrzutem. Jesse podniósł na nią wzrok.
- Taki jestem. - oznajmił unosząc kącik ust.
- Wiem.- szepnęła. Wzięła w dłonie naczynie i zamierzała je włożyć do zlewu gdy dobiegł ją jego głos.
- To ojciec Alan'a. - szatynka wypuściła kubek z dłoni, który rozbił się o podłogę, wydając nieprzyjemny dźwięk na który się wzdrygnęła. Wbiła w chłopaka zdziwione spojrzenie.
- Pobił cię? - przełknęła gulę w gardle.
- Jego goryle. 'Ostrzegli mnie'. - odparł Harrison, gestykulując. Carter zacisnęła wargi i przyglądała się kawałkom porcelany. Przykucnęła przy nich i zaczęła je zbierać. Chłopak ukrył twarz w dłoniach. Chan podniosła jeden fragment naczynia i obracała go powoli, wbijając w niego spojrzenie.
- Co zrobiłeś? - spytała po chwili nie odrywając wzroku od skrawka. Brunet uniósł głowę i przyglądał się jej ruchom.
- Znam jego synka. - zaśmiał się ironicznie. Nawiązali kontakt wzrokowy. Atmosfera była przygnębiająca. Nie pomagał też mrok panujący dookoła.
- To jest chore. -szepnęła dziewczyna ponownie skupiając się na odłamku.
White wpatrywał się w brunetkę zamyślony. Wczoraj chciał od niej jak najszybciej uciec, a teraz mógłby z nią spędzić każdą sekundę swego życia. Tak by było gdy była to Megan Anderson. Ale to nadal była Zoey Parker. Gdy byli we dwoje, Zoey zmieniała się w zabawną i czarującą osóbkę. Jednak nadal nie była dla niego idealna. Na jej twarzy widniał szczery uśmiech, wywołany dzięki Alan'owi z czego był bardzo dumny. Przynajmniej udało mu się ją omotać. Potrząsnął głową gdy zauważył, że nastolatka po raz kolejny ma powód do śmiechu.
- Mówiłaś coś? - spytał zdezorientowany. Dziewczyna opanowała swój śmiech aby wszyscy ludzie obecni w parku nie zwracali na nich większej uwagi. Choć po północy nie było ich wielu... Westchnęła głośno.
- Nie. - powiedziała łagodnie i ponownie jej usta wygięły się z radości. - Po prostu długo mi się przyglądasz. - odwróciła głowę w przeciwną stronę by nastolatek nie zobaczył jej rumieńców, które były na jej twarzy rzadkim wydarzeniem. Szatyn roześmiał się głośno. Każda tak reaguje na jego obecność. Z wahaniem położył swoją dłoń na towarzyszki. Ta spojrzała na niego z szokiem, ale też z radością i nadzieją. Pora zacząć realizować pierwszy krok 'genialnego' planu Jesse'go. Chłopak zmniejszył odległość między ich twarzami. Drugą dłonią odgarnął kosmyk jej czarnych włosów i ucałował kącik malinowych ust. Nie wiedział sam czemu tylko tyle uczynił. Nie chciał dawać jej wielkich nadziei. Gdy oddalił się na bezpieczną odległość, niebieskooka zamrugała oczami z wrażenia. Po chwili wtuliła się w jego ramię, chowając głowę w zagłębieniu jego szyi. Szatyn odetchnął głęboko przypominając sobie, że to tylko gra i niedługo będzie musiał ją skrzywdzić. Nie lubił być okrutny dla innych, nawet jeśli chodzi o Parker. Jednak myślał też co o tym sądzi jego przyjaciółka. Znał ją od pierwszej klasy podstawówki. Zawsze była niewinna i grzeczna. Czemu teraz zgodziła się na coś takiego? Czemu chce ranić ludzi? Nie umiał tego zrozumieć.
- Kocham cię. - wyszeptała wtulona w niego dziewczyna. Zabrakło mu powietrza. Nie odpowiedział tylko mocniej ją objął. Ta zaśmiała się cicho i musnęła wargami jego szyję. Gdyby tylko wiedziała co ją czeka...
- Nie pytasz? - wyszeptał. Była zdziwiona jego spokojem i niewinnością. Jednak nie okazywała tego.
- Wiem, że chodzi o to co zawsze. - posłała mu smutne spojrzenie. Nastolatek westchnął i złapał jej dłoń.
- Nie chodziło o narkotyki. - powiedział wpatrując się w jej oczy. Jednak nie odnalazł w nich wsparcia jak zawsze. Były puste jakby zamglone. Wypuścił z uścisku jej palce. - Chciałbym, żeby o nie chodziło. Było by prościej. - powiedział cicho. Chanel nie rozumiała o co mu mogło chodzić. Przeczesała włosy i oparła się bokiem o blat.
- Prościej. -prychnęła. - Wiesz, że pakujesz się w kłopoty, a i tak tego nie przestajesz robić. - powiedziała z wyrzutem. Jesse podniósł na nią wzrok.
- Taki jestem. - oznajmił unosząc kącik ust.
- Wiem.- szepnęła. Wzięła w dłonie naczynie i zamierzała je włożyć do zlewu gdy dobiegł ją jego głos.
- To ojciec Alan'a. - szatynka wypuściła kubek z dłoni, który rozbił się o podłogę, wydając nieprzyjemny dźwięk na który się wzdrygnęła. Wbiła w chłopaka zdziwione spojrzenie.
- Pobił cię? - przełknęła gulę w gardle.
- Jego goryle. 'Ostrzegli mnie'. - odparł Harrison, gestykulując. Carter zacisnęła wargi i przyglądała się kawałkom porcelany. Przykucnęła przy nich i zaczęła je zbierać. Chłopak ukrył twarz w dłoniach. Chan podniosła jeden fragment naczynia i obracała go powoli, wbijając w niego spojrzenie.
- Co zrobiłeś? - spytała po chwili nie odrywając wzroku od skrawka. Brunet uniósł głowę i przyglądał się jej ruchom.
- Znam jego synka. - zaśmiał się ironicznie. Nawiązali kontakt wzrokowy. Atmosfera była przygnębiająca. Nie pomagał też mrok panujący dookoła.
- To jest chore. -szepnęła dziewczyna ponownie skupiając się na odłamku.
_________________________________________
White wpatrywał się w brunetkę zamyślony. Wczoraj chciał od niej jak najszybciej uciec, a teraz mógłby z nią spędzić każdą sekundę swego życia. Tak by było gdy była to Megan Anderson. Ale to nadal była Zoey Parker. Gdy byli we dwoje, Zoey zmieniała się w zabawną i czarującą osóbkę. Jednak nadal nie była dla niego idealna. Na jej twarzy widniał szczery uśmiech, wywołany dzięki Alan'owi z czego był bardzo dumny. Przynajmniej udało mu się ją omotać. Potrząsnął głową gdy zauważył, że nastolatka po raz kolejny ma powód do śmiechu.
- Mówiłaś coś? - spytał zdezorientowany. Dziewczyna opanowała swój śmiech aby wszyscy ludzie obecni w parku nie zwracali na nich większej uwagi. Choć po północy nie było ich wielu... Westchnęła głośno.
- Nie. - powiedziała łagodnie i ponownie jej usta wygięły się z radości. - Po prostu długo mi się przyglądasz. - odwróciła głowę w przeciwną stronę by nastolatek nie zobaczył jej rumieńców, które były na jej twarzy rzadkim wydarzeniem. Szatyn roześmiał się głośno. Każda tak reaguje na jego obecność. Z wahaniem położył swoją dłoń na towarzyszki. Ta spojrzała na niego z szokiem, ale też z radością i nadzieją. Pora zacząć realizować pierwszy krok 'genialnego' planu Jesse'go. Chłopak zmniejszył odległość między ich twarzami. Drugą dłonią odgarnął kosmyk jej czarnych włosów i ucałował kącik malinowych ust. Nie wiedział sam czemu tylko tyle uczynił. Nie chciał dawać jej wielkich nadziei. Gdy oddalił się na bezpieczną odległość, niebieskooka zamrugała oczami z wrażenia. Po chwili wtuliła się w jego ramię, chowając głowę w zagłębieniu jego szyi. Szatyn odetchnął głęboko przypominając sobie, że to tylko gra i niedługo będzie musiał ją skrzywdzić. Nie lubił być okrutny dla innych, nawet jeśli chodzi o Parker. Jednak myślał też co o tym sądzi jego przyjaciółka. Znał ją od pierwszej klasy podstawówki. Zawsze była niewinna i grzeczna. Czemu teraz zgodziła się na coś takiego? Czemu chce ranić ludzi? Nie umiał tego zrozumieć.
- Kocham cię. - wyszeptała wtulona w niego dziewczyna. Zabrakło mu powietrza. Nie odpowiedział tylko mocniej ją objął. Ta zaśmiała się cicho i musnęła wargami jego szyję. Gdyby tylko wiedziała co ją czeka...
Autor:
relationshit.
piątek, 25 kwietnia 2014
Chapter 3 // " Open your mind "
Od poranka Chan biegała po mieszkaniu cała roztrzęsiona. Nie dość, że musiała wystąpić przez całą szkołą z mową pożegnalną jako przewodnicząca klasy, to Jesse nie odbierał od wczoraj telefonu. ' A co jeśli tam polazł sam? Jak go złapali? Siedzi teraz w celi! '. Nie miała żadnego wsparcia ze strony Alan'a, który obudzony przez nią wychrypiał tylko ' Pewnie poszedł do klubu, a teraz śpi tak jak ja bym też chciał! '.
Jak zawsze musi sobie radzić sama. Wreszcie usiadła na kanapie, biorąc głęboki oddech. Czemu ciągle się martwi? Powinna się cieszyć! Dzisiaj kończy liceum, a na dodatek jej mama będzie na rozdaniu świadectw. Wszystko będzie idealnie... Bo musi, prawda?
Jak zawsze musi sobie radzić sama. Wreszcie usiadła na kanapie, biorąc głęboki oddech. Czemu ciągle się martwi? Powinna się cieszyć! Dzisiaj kończy liceum, a na dodatek jej mama będzie na rozdaniu świadectw. Wszystko będzie idealnie... Bo musi, prawda?
_________________________________________
- Na pewno wszystko wziąłeś? Nie będziemy się wracać kolejny raz! - zapytała chłopaka jego oburzona matka.
- Tak, teraz tak. - wymamrotał niewyspany. Wczoraj, albo dzisiaj, siedział z dziewczynami oglądając filmy po nocy, a o 6 rano Carter obudziła go zestresowana. Nawet już nie pamiętał o co jej chodziło. Wsiadł na przednie siedzenie czarnego mercedesa, ziewając przeciągle. Pani White tylko spojrzała na niego ze współczuciem i odpaliła silnik. Ojciec jak zawsze zapracowany, nawet nie wyrwie się, aby zobaczyć jako jego jedyny syn kończy szkołę. W głębi chłopak czuł do niego żal, ale doskonale to ukrywał pod maską wiecznego optymisty. Wjechali na parking Nixon's High School. Przed wejściem była masa uczniów jednakowo ubranych. Nastolatek skrzywił się na widok przydługich 'kreacji' na ciałach jego koleżanek. Sam nie musiał jej zakładać. Jako członek drużyny mógł założyć strój do kosza, co bardzo mu się podobało. Wysiadając czuł na sobie kilkanaście spojrzeń, głównie napalonych 'fanek'. Posłał uśmiech numer 5 w stronę grupki cheerleaderek.
- Idę się przywitać.- odparła matka zapatrzona w telefon, kierując się do wejścia szkoły. Chłopak już miał zmierzać w stronę urodziwych koleżanek, gdy prawie przejechał go srebrny cadillac.
- Wow stary, uważaj trochę bo mnie uszkodzisz.- zaśmiał się widząc Harrison'a. Ten zsunął na chwilę okulary przeciwsłoneczne posyłając mu niemrawy uśmiech.
- Następnym razem się uda. - mruknął sięgając po togę, która leżała na tylnym siedzeniu.
- Wtedy zostaniesz napadnięty przez te seksowne absolwentki. - zaakcentował przedostatnie słowo. Brunet tylko prychnął z rozbawieniem i narzucił 'coś okropnego' według matki jego ulubionej koleżanki, na ramiona nie zapinając.
- Widziałeś Chan?- zapytał zamykając Bridget.
- Dopiero przyjechałem. - westchnął szatyn biorąc szluga od przyjaciela.
- Nieźle się na mnie wkurwiła. - mruknął Jesse odpalając papierosa.
- Czemu?- spytał wydychając dym.
- Ty skurwysynu!- wszystkie oczy w promilu 500 metrów skierowały się zdenerwowaną szatynkę. Jesse powoli odwrócił się w jej stronę i posłał jej zażenowany uśmiech, wyrzucając dopiero co zaczętego przyjaciela.
- Wiesz jak się o ciebie martwiłam! - wykrzyknęła gdy znalazła się przy chłopakach.
- Nie wrzeszcz, ludzie się gapią.- syknął White.
- Ty się nawet nie odzywaj.- powiedziała drżącym głosem, a chłopak zamknął się z oburzeniem. - Gdzie byłeś? - spytała twardo patrząc na brązowookiego.
- Spałem w aucie. - odparł przeciągając się.
- Czemu? - zdziwiła się dziewczyna.
- Usnąłem po prostu.- bąknął.
- Pokaż oczy.- zażądała.
- Ale po co?- ziewnął.
- Zdejmuj te pieprzone okulary. - wyszeptała zaciskając zęby. Chłopak z ociąganiem zsunął Ray Ban'y, ukazując nastolatce zaczerwienione białka i rozszerzone źrenice.
- Tak myślałam. -westchnęła patrząc na niego smutno. - Nawet przed takim dniem musisz ćpać? - spytała z wyrzutem. Chłopak westchnął z powrotem zakładając szkła.
- Nie gniewaj się...- zaczął.
- Jesse, niedługo będziemy cię odwiedzać na odwyku. - powiedziała przeczesując włosy palcami. Ale wewnątrz cieszyła się, że nie poszedł realizować 'planu'. Brunet przyciągnął ją do siebie, mocno przytulając.
- Chodźmy już. - oderwała się od niego i ruszyła w stronę auli.
_________________________________________
- [...] wszyscy zapamiętamy te chwile. A więc koledzy, koleżanki, do zobaczenia na zjeździe absolwentów!- szatynka zakończyła swoją przemowę i usłyszała huczne oklaski. Uśmiechnęła się delikatnie, schodząc z mównicy. Ustawiła się między najlepszymi uczniami za rudowłosą Kelsey Prince, z którą siedziała dotąd na biologii. Chanel dyskretnie skierowała wzrok na Alan'a siedzącego w pierwszym rzędzie przeznaczonym dla sportowców i cheerleaderek. Nastolatka zaśmiała się widząc próby Ashley Roberts zwrócenia na siebie uwagi chłopaka. Właśnie przejechała dłonią po udzie White'a, któremu jak widać to wcale nie przeszkadzało. Nachyliła się nad uchem nastolatka szepcąc różne wyrazy, nad którymi Carter nie miała zamiaru się głowić. W tłumie znalazła twarz drugiego przyjaciela, którego mina wyraźnie wskazywała na chęć bycia daleko poza murami liceum. Ponownie zaczęła skanować znane jej osoby szukając Dorothy. Gdy nawiązała z nią kontakt wzrokowy, uśmiechnęła się promiennie. Jej dzisiejsza obecność wiele znaczyła dla dziewczyny. Słysząc ostatnie zdania przemowy dyrektora, znane z wielu prób, ponownie skupiła się na scenie.
- Co ja mogę wam jeszcze powiedzieć? Udanych wakacji absolwenci Nixon's High! - kolejna fala oklasków zakończyła całą uroczystość. Teraz oficjalnie zakończyła kolejny etap nauki. Pewnym krokiem ruszyła w stronę dumnej matki.
- Gratulacje kochanie! Twoja przemowa była wspaniała. Wiele się nad nią napracowałaś prawda? Och, nie mogę uwierzyć, że moja malutka córeczka skończyła szkołę! Pokaż dyplom! - słowotok w wykonaniu jej mamy był sprawą naturalną gdy chodziło o ważne wydarzenia. Szatynka podała jej zwój pergaminu z szerokim uśmiechem, którego nie mogła się pozbyć od dobrych 5 minut.
- Oprawimy go w ramkę! Muszę ci zrobić zdjęcie! Szybko, uśmiech! - Chanel dostała fleszem po oczach przez co na jej twarzy na chwilę wdarł się grymas.
- Dzień dobry pani Carter! - przywitał się grzecznie brunet.
- Miło cię widzieć Jesse! Ustawcie się ładnie, zrobię wam zdjęcie! - z ust Dorothy nie schodził uśmiech.
- Mamooo...- zawyła zażenowana zielonooka.
- Dzień dobry! - do towarzystwa dołączył sportowiec ukazując białe zęby.
- No szybko! - niecierpliwiła się kobieta. Trio ustawiło się pokazując świadectwa z radością na twarzach.
- Pięknie! - ucieszyła się czterdziestolatka.
- Witaj, Doro.- pojawiła się Hannah White.
- Hann! Jak miło cię widzieć! - starsza Carter wpadła w ramiona blondynki.
- Zostawmy je same...- zaoferował Alan. Młodzież udała się do grupki znajomych z klasy Harrison'a i Carter: Ben'a, Audrey, Sam, Eric'a i Dominic.
- Hejka! - wykrzyknęła Sam.
- Hej!- Chan wymieniła z każdym pocałunek w policzek. Chłopcy postawili na skinienie głową.
- Jak się czujecie?- spytała Dominic.
- Teraz wspaniale.- White mrugnął do niej zalotnie. Dziewczyna spojrzała na niego z zakłopotaniem.
- Alan! Skarbie! - wszyscy obejrzeli się w stronę biegnącej na 12 centymetrowych szpilkach Zoey. Brunetka mało co, a straciłaby zęby na krawężniku, co spotkało się ze śmiechem Jesse'go. White szturchnął go chrząkając znacząco.
- Żyje! - wykrzyknęła i dalszą drogę odbyła ostrożniejszymi krokami. Gdy znalazła się przy grupce, poprawiła włosy i przylepiła na twarz uśmiech.
- Dzisiaj organizuję imprezę z okazji zakończenia tych tortur i jesteście wszyscy zaproszeni! - choć mówiąc to świdrowała spojrzeniem 'króla' .
- Chętnie wpadniemy. - odparł Ben.
- Idziesz? - szepnęła do Jesse'go przyjaciółka. Chłopak pokiwał twierdząco głową. Chanel nie lubiła tłumów i spoconych, wstawionych ludzi. Dlatego unikała tego typu większych imprez. Tym razem niestety musiała zrobić wyjątek i towarzyszyć przyjaciołom, aby nie zostać uznaną za nolife'a.
_________________________________________
Dom państwa Parker, a raczej willa, jest położona na przedmieściach miasta. Nie było człowieka, który przejeżdżając przy niej nie zwrócił na nią uwagi. Posiadłość posiadała ogromny parter oraz zaprojektowany przez architekta ogród w którym znajdował się basen. Wchodząc do środka uderzył w chłopaka dobrze znany mu dym papierosowy, odór alkoholu i widok półnagich absolwentek. Było tu przynajmniej ze 100 osób. On wolał przychodzić gdy wszystko się rozkręcało. Jesse podszedł do dobrze zaopatrzonego baru, który za dnia był raczej kuchnią. Przepchał się się przez tłum nastolatków, chwytając czyjąś niezaczętą butelkę piwa. " To na początek. " pomyślał zmierzając w stronę chwilowo wolnej kanapy. Opadł na nią biorąc, porządnego łyka. Zaczął rozglądać się za znajomymi twarzami gdy miejsce obok niego zajęła czarnowłosa dziewczyna, chodząca chyba do klasy C. Zarzuciła włosami i uśmiechnęła się zalotnie, zwracając uwagę Harrison'a. Chłopak zmienił pozycję na wygodniejszą, skanując jej ciało. Nie napatrzył się za długo ponieważ piękność wbiła się zachłannie w jego usta. Chłopak uśmiechnął się przez pocałunek kontynuując go z większą namiętnością. Jego ręka obrała za cel zbadanie co się kryje pod skąpą sukienką koleżanki. Dziewczyna przyciągnęła go do siebie przylegając do niego całym ciałem. Na bank procenty uderzyły jej do głowy.
_________________________________________
White od początku imprezy nie mógł pozbyć się natrętnej organizatorki. Teraz siedzieli na leżaku przy basenie. Starał bawić się jak najlepiej, ale to było niewykonalne gdy przy jego boku była ona. Gadała jak najęta ze swoimi kumpelami o tematach nie dotyczących chłopaka, równocześnie kurczowo trzymając go za dłoń. Z utęsknieniem wpatrywał się w parkiet obserwując wyzywające ruchy przedstawicielek płci żeńskiej. Prawie padł za zawał gdy rozpoznał w jednej z nich swoją przyjaciółkę.
- Zoey! - próbował przekrzyczeć muzykę. Brunetka spojrzała na niego z nadzieją. - Widzę Chanel, przywitam się z nią! - nie dając dojść do słowa towarzyszce wyrwał się w kierunku szatynki, wpadając przy tym na jakąś całującą się parę. Parker patrzyła z zaskoczeniem na jego wyczyniania, ale za moment znowu powróciła do plotek. Alan szedł powoli z uśmieszkiem na ustach obserwując Chan. Wydawało mu się, że wszystko wokoło dzieje się w zwolnionym tempie. Nie raz zaczepił kogoś barkiem, ale nie spuszczał wzroku z szatynki. Gdy zbliżył się do niej na wyciągnięcie ręki nie wiedział co zrobić. Pierwszy raz w życiu mu się to przydarzyło. Wtedy go zauważyła. Posłała mu rozbawiony uśmiech i wciągnęła go głębiej w tłum. Gdy dotknęła jego ręki, przeszedł go dreszcz. Cały świat wrócił do normy, oprócz niego. Nie wiedział co jest nie tak. Odrzucił wszystkie myśli i zaczął tańczyć z przyjaciółką.
_________________________________________
Harrison wyszedł z jednej z sypialni poprawiając kurtkę. Rozejrzał się dookoła i udał się ponownie do baru. Westchnął na myśl ponownego przepychania się przez tłum aby dostać alkohol. Będąc już przy blacie zauważył znaną twarz przyjaciela, który stał obok niego z nietrzeźwym wzrokiem. Trącił go ramieniem, zwracając na siebie uwagę. Chłopak spojrzał na niego wrogo, ale gdy go rozpoznał skinął do niego głową z uśmiechem. Biorąc to po co przyszli zmierzyli na pamiętną dla bruneta kanapę, na której siedziała Carter. Alan podał jej drinka, siadając obok niej, a Jesse po drugiej stronie, obejmując ją ramieniem. Szatyn widząc to delikatnie się spiął i wypił całą szklankę Jack'a Daniels'a na raz. " Od razu lepiej" pomyślał.
- Zaraz wracam! - wykrzyknął, wracając do baru. Chanel spojrzała uważnym wzrokiem na twarz brązowookiego.
- Co? - zaśmiał się.
- Słyszałam od Audrey, że zdążyłeś się przespać z jakąś dziewczyną. - powiedziała poważnie po czym wybuchła śmiechem. Chłopak spojrzał na nią zdziwiony. Skąd Audrey o tym wiedziała? I co w tym śmiesznego?
- I? - zapytał wyjmując szluga. Dziewczyna dusiła się ze śmiechu.
- Bo ja wiem kim była! - powiedziała biorąc głęboki oddech, aby się uspokoić.
- A ja to nie? - odparł szybko, zaciągając się.
- Naprawdę? To czemu bzykałeś się z Veronic'ą ? - dziewczyna spojrzała na niego zdziwiona. Harrison zachłysnął się dymem tytoniowym i zaczął kaszleć jak gruźlik. Veronic'a była oryginalną dziewczyną. Inaczej mówiąc trochę psychiczną.
- To była ona?! - wykrzyknął gdy mu przeszło.
- Ale kto? - zagadał White gdy dotarł do przyjaciół.
- Tak! - wykrzyknęła Chan ponownie zaczynając dusić się ze śmiechu. Chłopakowi zrobiło się słabo i wpatrywał się tępym wzrokiem w ścianę.
- Ale kto?! - powtórzył nastolatek.
- On.. Haha... J...Jesse... O boże... On z... Ja pierdolę... z Veronic'ą...- dziewczyna nie mogła się wysłowić próbując się opanować.
- Co przeleciał ją?- zaśmiał się niczego nieświadomy chłopak. Dziewczyna pokiwała tylko głową. Szatyn stał z otwartymi ustami patrząc na przyjaciela po czym parsknął z rozbawienia.
- Gratulacje!- tylko tyle zdołał powiedzieć będąc w podobnym stanie jak Carter.
_________________________________________
Niedawno minęła pierwsza nad ranem, a może czwarta? Nikt tu nie liczył czasu. Nastolatkowie albo się bawili, albo urwał im się film. Tylko nasza trójka siedziała w ciszy, trując się narkotykami. Syn prawnika nie dawno odpadł i leżał co jakiś czas mrugając. Wlał w siebie za dużo procentów, próbując uciec od sugestii nietrzeźwego umysłu. Przytłaczało go myślenie o tym co mu się stało. Powód jego rozmyślań opierał swoją głowę o jego ramię, a nogi rozłożyła na Harrison'ie, który palił kolejny towar. Osiemnastolatka podśpiewywała pod nosem tekst lecącej w oddali piosenki z zamkniętymi powiekami.
- Młoda? - przerwał ciszę najtrzeźwiejszy.
- Huh? - mruknęła otwierając oczy.
- Pamiętasz mój pomysł? - podał jej skręta.
- Huh? - powtórzyła, biorąc do ust mieszankę.
- Ten z mola. - odparł, opierając ramię o mebel.
- Huh? - próbowała zrobić żagiel. Chłopak zaśmiał się, widząc jej stan. Potrząsnął jej kolanem i spotkał jej rozbiegany wzrok. Dziewczyna zamrugała, próbując sobie cokolwiek przypomnieć.
- Yhm. - zaszemrała.
- Ten dom będzie idealny. - oznajmił, patrząc w jej oczy. Ona tylko cicho westchnęła pod nosem.
- Znowu zaczynasz? - wymamrotała, poprawiając miętową spódnicę.
- No weź, będzie fajnie. - oświadczył, zabierając swoją własność z jej dłoni.
- Dlaczego tak bardzo chcesz to zrobić?- zagadnęła, przyglądając się mu uważnie.
- Dla zabawy. I szmalu. - odparł. - Nie złapią nas przecież.- zaśmiał się, dodając.
- To nie jest byle jaki dom. - wspomniała.
- Dlatego chcę przyjść tutaj. - odpowiedział twardo i posłał jej zniecierpliwiony wzrok.
- I chcesz sobie tak tu po prostu wejść?! - wysyczała niedowierzając.
- Głupi nie jestem. Najpierw trzeba opracować plan. Ogarnąć gdzie są kamery, kiedy będzie pusto... - zaczął wyliczać.
- To po co ci my? Po co mam tam być ja? Przecież wiesz, że jestem w takich sprawach bezużyteczna. - zaciekawiła się.
- Bo jesteś moją przyjaciółką? - powiedział jakby to wszystko tłumaczyło.
- I co w związku z tym?
- Najgłupsze rzeczy robi się tylko z przyjaciółmi, nie? - wypuścił dym. Dziewczyna nie mogła z siebie nic wykrztusić.
- Kakao! - poderwał się Alan i po chwili znowu odpadł. Para spojrzała na siebie ze zdziwieniem i wybuchła śmiechem.
- To? - spytał z nadzieją chłopak gdy się uspokoili.
- Najgłupsze rzeczy robi się tylko z przyjaciółmi, nie? - uśmiechnęła się Chanel.
- Młoda? - przerwał ciszę najtrzeźwiejszy.
- Huh? - mruknęła otwierając oczy.
- Pamiętasz mój pomysł? - podał jej skręta.
- Huh? - powtórzyła, biorąc do ust mieszankę.
- Ten z mola. - odparł, opierając ramię o mebel.
- Huh? - próbowała zrobić żagiel. Chłopak zaśmiał się, widząc jej stan. Potrząsnął jej kolanem i spotkał jej rozbiegany wzrok. Dziewczyna zamrugała, próbując sobie cokolwiek przypomnieć.
- Yhm. - zaszemrała.
- Ten dom będzie idealny. - oznajmił, patrząc w jej oczy. Ona tylko cicho westchnęła pod nosem.
- Znowu zaczynasz? - wymamrotała, poprawiając miętową spódnicę.
- No weź, będzie fajnie. - oświadczył, zabierając swoją własność z jej dłoni.
- Dlaczego tak bardzo chcesz to zrobić?- zagadnęła, przyglądając się mu uważnie.
- Dla zabawy. I szmalu. - odparł. - Nie złapią nas przecież.- zaśmiał się, dodając.
- To nie jest byle jaki dom. - wspomniała.
- Dlatego chcę przyjść tutaj. - odpowiedział twardo i posłał jej zniecierpliwiony wzrok.
- I chcesz sobie tak tu po prostu wejść?! - wysyczała niedowierzając.
- Głupi nie jestem. Najpierw trzeba opracować plan. Ogarnąć gdzie są kamery, kiedy będzie pusto... - zaczął wyliczać.
- To po co ci my? Po co mam tam być ja? Przecież wiesz, że jestem w takich sprawach bezużyteczna. - zaciekawiła się.
- Bo jesteś moją przyjaciółką? - powiedział jakby to wszystko tłumaczyło.
- I co w związku z tym?
- Najgłupsze rzeczy robi się tylko z przyjaciółmi, nie? - wypuścił dym. Dziewczyna nie mogła z siebie nic wykrztusić.
- Kakao! - poderwał się Alan i po chwili znowu odpadł. Para spojrzała na siebie ze zdziwieniem i wybuchła śmiechem.
- To? - spytał z nadzieją chłopak gdy się uspokoili.
- Najgłupsze rzeczy robi się tylko z przyjaciółmi, nie? - uśmiechnęła się Chanel.
Autor:
relationshit.
niedziela, 20 kwietnia 2014
Chapter 2 // " Let's have an adventure "
- No i nareszcie nie będę musiał oglądać tej wiedźmy!- zaśmiał się Jesse, dopijając piwo. Nadal siedzieli na starym molo. Było to najlepsze miejsce na ich spotkania w całej okolicy. Alan pokręcił głową z rozbawieniem i objął ramieniem marznącą Chan, za co został nagrodzony jej delikatnym uśmiechem.
- Tylko w koszmarach.- odparła dziewczyna pocierając dłonie.
- Wyobraź sobie stary, to ciało tylko dla ciebie na całą noc.- White wpadł w histeryczny śmiech. Brunet udając odruch wymiotny, poczuł na sobie zażenowany wzrok przyjaciółki.
- Ogarnijcie się.- wymamrotała czując większy chłód opanowujący jej ciało. Była tylko w przydługiej koszulce i spodenkach. Włosy sięgające do ramion wpadały jej w oczy przez co musiała je co chwilę poprawiać.
- Co cię ugryzło, księżniczko?- odparł kąśliwie szatyn, wstając po nową puszkę.
- Nic, księciuniu.- powiedziała, wtulając się w swoje ciało. Starszy widząc to zdjął swoją skórzaną kurtkę z którą się nigdy nie rozstawał i rzucił w jej stronę. Nastolatka szybko ją założyła i wyjęła papierosa z kieszeni katany. Alan opadł obok niej wyjmując telefon.
Siedzieli tak jeszcze pół godziny. Chanel paląc kolejne szlugi, Alan zawzięcie z kimś konwersując, a Jesse patrząc w dal oceanu. W jego głowie kłębiło się wiele myśli i niewykorzystanych pomysłów. Uświadomił sobie, że po tych wakacjach nie będzie musiał wrócić do szkoły. Nie wiedział co będzie musiał. Jego przyjaciele pewnie pójdą do dobrych college'ów. Ale czy on też chce spędzić kolejne lata na 'uczeniu się' ? Na niebie zaczęły się pojawiać ciemne chmury. Już od tygodnia były zapowiadane ulewy. Mówili to nawet w wiadomościach, które słyszał jak był u mechanika z Bridget. 'Bridget' to imię jego miłości. Czytaj srebrnego cadillaca. Gwałtownie poderwał się z miejsca co spotkało się ze zdezorientowanym wzrokiem towarzyszów.
- Wszystko okej? - spytała Carter, marszcząc brwi, gdy chłopak chodził jak poparzony.
- Zajebiście! - wykrzyknął uradowany. Podbiegł do niej i wziął na ręce kręcąc się w kółko.
- Puść mnie idioto! - krzyknęła, wyrywając się. Szatyn patrzył na nich z uśmiechem, powstrzymując się od wepchnięcia ich do wody.
- Okej. - powiedział dziewiętnastolatek podchodząc nad krawędź pomostu.
- Albo wiesz co, tu jest nawet przyjemnie. Nie spiesz się.- wymamrotała bardziej obejmując jego szyję aby uniknąć upadku.
- Dobra mów co ci się stało. - niecierpliwił się zielonooki.
- Co? A tak, już mówię. - mówił szybko Harrison, poprawiając wiszącą na nim dziewczynę. - Nie uważacie, że nasze życie jest nudne i monotonne? - odparł zamyślony.
- Dlatego mało mnie nie wrzuciłeś do wody?! Bo mózg ci zaczął działać?! - wrzeszczała Chan. On ignorując jej słowa kontynuował.
- Nie sądzicie, że powinniśmy zrobić coś szalonego i przy okazji zarobić? Może nie całkiem legalnego...- odparł z ekscytacją. Przyjaciel spojrzał na niego zszokowany.
- Co masz na myśli? - powiedział wstając.
- Hmm? - dodała szatynka. Alan spojrzał na nią rozbawiony.
- Pani już nie pije.- wymamrotał, po czym dostał od niej w głowę.
- Ała?
- A WIĘC MYŚLĘ...- Jesse uniknął dłuższej wymiany zdań. - Że możemy odwiedzić kogoś. Kogoś bogatego. Gdy go nie będzie w domu...
- Co ty pierdolisz? - zdziwiła się nastolatka. - Możemy mieć przez to problemy! - zaczęła panikować. Jej przyjaciel zawsze miał oryginalne pomysły, ale nie aż tak powalone.
- Stary, tym razem przegiąłeś. - odparł kumpel. - Jak ty w ogóle na to wpadłeś?- dopowiedział.
- Słyszałem o tym w radiu. Podobno jakieś dzieciaki wbijały tak do domów sław. Więc my też możemy spróbować. - odpowiedział z błyskiem w oku.
- Nie zrobili o tym przypadkiem filmu? - spytała dziewczyna.
- Tak, byłem na nim z boską Tiffany. - uśmiechnął się na wspomnienie White, na co jego przyjaciele wywrócili oczami.
- Nikogo to nie interesuje. - chłopak posłał mu fałszywy uśmiech. - Wracając, myślę że to niezła zabawa.
- Z nią też była niezła zabawa. - rozmarzył się Alan.
- Puść mnie, a mu przypierdolę w ten pusty łeb. - wysyczała Carter.
- Ludzie ogarnijcie się! Co sądzicie o moim pomyśle? - niecierpliwił się Harrison.
- To nie jest pomysł tylko chore marzenie. Nie udałoby się nam na 100% ! Jeśli zamierzasz to zrobić, rób to beze mnie. Nie chcę mieć problemów. - mówiąc to wyślizgnęła się z jego ramion.
- Zgadzam się z młodą. - poparł ją koszykarz.
- Jesteś ode mnie młodszy o dwa miesiące. - oburzyła się Chan. - Ja lecę. A ty Jesse, proszę nie rób nic głupiego...- wyszeptała. Nie otrzymała odpowiedzi. Chłopcy odprowadzili ją wzrokiem.
- Zbiera się na deszcz. Spadam.- szybko się pożegnali. Brunet zostając sam, zaczął myśleć o swoim pomyśle. " To nie może się nie udać. "- pomyślał zapalając skręta.
- Stary, tym razem przegiąłeś. - odparł kumpel. - Jak ty w ogóle na to wpadłeś?- dopowiedział.
- Słyszałem o tym w radiu. Podobno jakieś dzieciaki wbijały tak do domów sław. Więc my też możemy spróbować. - odpowiedział z błyskiem w oku.
- Nie zrobili o tym przypadkiem filmu? - spytała dziewczyna.
- Tak, byłem na nim z boską Tiffany. - uśmiechnął się na wspomnienie White, na co jego przyjaciele wywrócili oczami.
- Nikogo to nie interesuje. - chłopak posłał mu fałszywy uśmiech. - Wracając, myślę że to niezła zabawa.
- Z nią też była niezła zabawa. - rozmarzył się Alan.
- Puść mnie, a mu przypierdolę w ten pusty łeb. - wysyczała Carter.
- Ludzie ogarnijcie się! Co sądzicie o moim pomyśle? - niecierpliwił się Harrison.
- To nie jest pomysł tylko chore marzenie. Nie udałoby się nam na 100% ! Jeśli zamierzasz to zrobić, rób to beze mnie. Nie chcę mieć problemów. - mówiąc to wyślizgnęła się z jego ramion.
- Zgadzam się z młodą. - poparł ją koszykarz.
- Jesteś ode mnie młodszy o dwa miesiące. - oburzyła się Chan. - Ja lecę. A ty Jesse, proszę nie rób nic głupiego...- wyszeptała. Nie otrzymała odpowiedzi. Chłopcy odprowadzili ją wzrokiem.
- Zbiera się na deszcz. Spadam.- szybko się pożegnali. Brunet zostając sam, zaczął myśleć o swoim pomyśle. " To nie może się nie udać. "- pomyślał zapalając skręta.
_________________________________________
- Wróciłam! - krzyknęła do pustego korytarza. Zdjęła ulubione,teraz mokre trampki po czym rzuciła je w kąt. Westchnęła i ruszyła po schodach do pokoju. Otworzyła białe drzwi wkraczając do swojego królestwa. W pomieszczeniu panował ład i porządek, jak zawsze. Spoglądając w lustro zauważyła, że nadal ma na sobie kurtkę chłopaka. Zsunęła ją z ramion podchodząc do okna. Z matką widziała się tylko w niedziele. Każdego roku, każdego miesiąca, każdego tygodnia. Kobieta spędzała pozostały czas w swoim biurze projektując nowe kreacje. Początkowo była przeciwna towarzystwu w jakim obraca się jej jedyne dziecko, ale gdy poznała chłopców, diametralnie zmieniła zdanie. Wiedziała, że zawsze jej pomogą i obronią. Pozwalała spełniać marzenia córce. Można pomyśleć, że Chanel ma słaby kontakt z matką i jej wprost nienawidzi, wtedy dziewczyna wpada niepohamowany śmiech. Choć widzi Dorothy jeden dzień w tygodniu, bardzo ją kocha i szanuje.
Weszła do garderoby od razu napotykając wiszący strój absolwenta. Gdy jej matka zobaczyła go po raz pierwszy była bliska zawału. Gruby, czarny oraz niewygodny materiał. Uczczenie zakończenia szkoły nawet jest koszmarem. Zmieniła przemoczoną koszulkę na biały sweter i wróciła do sypialni. Usiadła naprzeciwko lustra uważnie przyglądając się swojej sylwetce. Z włosów ściekały krople padającego nadal deszczu. Jej twarz nie wyrażała żadnych uczuć. Spróbowała się uśmiechnąć, ale wyszedł z tego krzywy grymas. Zmarszczyła brwi przyciągając kolana do klatki piersiowej. Ciągle myślała nad niepoważnym pomysłem Jesse'ego. To byłoby nierozsądne z ich strony. Przecież wkraczają w dorosłość. Mają ostatnie lata na wspólne imprezy. Niedługo będą myśleć o pracy, znalezieniu partnera, może nawet o założeniu rodziny... Takie przeżycie byłoby jednym z najlepszych... Ale mogą ich złapać! Wtedy całe życie przekreślone. Zawsze za dużo myślała. Rozpamiętywała każde rany i upadki. To ci idioci dawali jej radość z życia.
- I co ja mam zrobić? - wychrypiała do swojego odbicia.
_________________________________________
White przemierzał biegiem miasto aby jak najszybciej dostać się do domu. Przeskakując ostatnie schodki znalazł się przy drzwiach. Otworzył je z rozmachem i głośno zatrzasnął. Z salonu dochodziły damskie śmiechy.
- Kto to?! - wykrzyknął jeden z nich. Rozpoznał w nim swoją młodszą siostrę, Sylvia'e. Do trójki rodzeństwa zaliczała się również najstarsza, Lydia, obecnie mieszkająca w akademiku przy Harvardzie, gdzie szkoliła się na prawnika. To ona miała przejąć rodzinną kancelarie.
- Włamywacz! - odkrzyknął nastolatek. Rozległy się ciche śmiechy. Wchodząc do pomieszczenia zastał w nim siostrę i jej przyjaciółkę, Martha'e. Ta druga widząc jego przemoczony oraz prześwitujący t-shirt zarumieniła się, ukrywając to pod gęstymi blond włosami. Chłopak uśmiechnął się pod nosem widząc jej reakcję.
- Rodzice jeszcze nie wrócili? - spytał opierając się o framugę. Omiótł wzrokiem pokój. Dziewczyny były w trakcie wieczoru filmowego, na co wskazywały rozrzucone opakowania po płytach i masa popcornu.
- Poszli na jakiś bankiet, czy coś. - odpowiedziała zamyślona różowowłosa. Ojciec prawie ją wydziedziczył po zobaczeniu jej nowej fryzury.
- Spoko. Co oglądacie? - spytał obojętnie.
- 'Jestem legendą'. - odparła z szerokim uśmiechem jego adoratorka.
- Jak się przebiorę to do was przyjdę. - puścił jej oczko i skierował się do sypialni. Usłyszał jeszcze stłumiony pisk na który się cicho zaśmiał. Wiedział, że się jej podoba, jak większości dziewczyn z ich szkoły i lubił to wykorzystywać. Wchodząc do pomieszczenia zrzucił z siebie ubrania i założył szkolny dres, który po wczorajszym meczu zakończył karierę i został tylko pamiątką. Po drodze na dół, sięgnął po ręcznik, którym wytarł swoje ciemnobrązowe włosy. Ponownie wywołał zachwycenie swoją osobą będąc w salonie, ciesząc się, że nie wychodzi z prawy. Dziewczyny kończyły pierwszy rok w tym samym liceum. Usiadł pomiędzy młodymi damami i zamiast skupić się na filmie odpłynął myślami do dzisiejszej rozmowy. Co odbiło Harrison'owi? Dlaczego chciał kogoś okraść? Może naprawdę chce się tylko zabawić? Wszyscy mówili, że jego przyjaciel to podejrzany typ, ale on znał go najlepiej i dotąd był pewny, że nie jest niebezpieczny. Może ludzie mają rację... Hannah i Martin White nie byli zadowoleni, że ich syn zadaje się z 'kryminalistą'. Oceniali go tak tylko dlatego, że jego ciało było pokryte tatuażami. Tak naprawdę Jesse nigdy nikomu nic nie zrobił. Pomijając kilka bójek, co zdarzyło się napewno każdemu chłopakowi w ich wieku, był uczciwy. Przynajmniej dotąd...
- Kto to?! - wykrzyknął jeden z nich. Rozpoznał w nim swoją młodszą siostrę, Sylvia'e. Do trójki rodzeństwa zaliczała się również najstarsza, Lydia, obecnie mieszkająca w akademiku przy Harvardzie, gdzie szkoliła się na prawnika. To ona miała przejąć rodzinną kancelarie.
- Włamywacz! - odkrzyknął nastolatek. Rozległy się ciche śmiechy. Wchodząc do pomieszczenia zastał w nim siostrę i jej przyjaciółkę, Martha'e. Ta druga widząc jego przemoczony oraz prześwitujący t-shirt zarumieniła się, ukrywając to pod gęstymi blond włosami. Chłopak uśmiechnął się pod nosem widząc jej reakcję.
- Rodzice jeszcze nie wrócili? - spytał opierając się o framugę. Omiótł wzrokiem pokój. Dziewczyny były w trakcie wieczoru filmowego, na co wskazywały rozrzucone opakowania po płytach i masa popcornu.
- Poszli na jakiś bankiet, czy coś. - odpowiedziała zamyślona różowowłosa. Ojciec prawie ją wydziedziczył po zobaczeniu jej nowej fryzury.
- Spoko. Co oglądacie? - spytał obojętnie.
- 'Jestem legendą'. - odparła z szerokim uśmiechem jego adoratorka.
- Jak się przebiorę to do was przyjdę. - puścił jej oczko i skierował się do sypialni. Usłyszał jeszcze stłumiony pisk na który się cicho zaśmiał. Wiedział, że się jej podoba, jak większości dziewczyn z ich szkoły i lubił to wykorzystywać. Wchodząc do pomieszczenia zrzucił z siebie ubrania i założył szkolny dres, który po wczorajszym meczu zakończył karierę i został tylko pamiątką. Po drodze na dół, sięgnął po ręcznik, którym wytarł swoje ciemnobrązowe włosy. Ponownie wywołał zachwycenie swoją osobą będąc w salonie, ciesząc się, że nie wychodzi z prawy. Dziewczyny kończyły pierwszy rok w tym samym liceum. Usiadł pomiędzy młodymi damami i zamiast skupić się na filmie odpłynął myślami do dzisiejszej rozmowy. Co odbiło Harrison'owi? Dlaczego chciał kogoś okraść? Może naprawdę chce się tylko zabawić? Wszyscy mówili, że jego przyjaciel to podejrzany typ, ale on znał go najlepiej i dotąd był pewny, że nie jest niebezpieczny. Może ludzie mają rację... Hannah i Martin White nie byli zadowoleni, że ich syn zadaje się z 'kryminalistą'. Oceniali go tak tylko dlatego, że jego ciało było pokryte tatuażami. Tak naprawdę Jesse nigdy nikomu nic nie zrobił. Pomijając kilka bójek, co zdarzyło się napewno każdemu chłopakowi w ich wieku, był uczciwy. Przynajmniej dotąd...
_________________________________________
Jesse jeździł po ulicach Miami swoim ukochanym samochodem. Deszcz wygonił go z plaży. Nie miał zamiaru wracać do któregoś z domów. Ojciec pewnie jeszcze nie wrócił z pracy, a matka sprawdza jakieś bazgroły. Agnes jest wykładowcą na pobliskiej uczelni na wydziale filologia angielska. Chce aby jej syn się kształcił, ale on nie jest tym zainteresowany. Derek, jego ojciec, jest architektem. Wzięli rozwód gdy chłopak miał 13 lat. Rozumiał to. Wolał to niż 'szczęśliwą rodzinkę'. Rodzice rywalizowali o jego względy, mógł pragnąć wszystkiego. Teraz gdy już dorósł, prosi ich tylko o forsę,a oni nawet już nie pytają na co. Może spać w obydwu domach, a to że starsi nie zamieniają ze sobą ani słowa, pozwala mu na imprezowanie całe noce, gdy każde myśli że jest u drugiego. Dzisiaj nie wiedział gdzie pójdzie. Zatrzymał się na parkingu pod jakąś sieciówką. W ostatnim okresie nie wiedział co ze sobą zrobić. Dlatego próbował namówić Chan i Alan'a na to włamanie. Wiedział, że im też przydałby się powiew nowości i lekka dawka adrenaliny. Ale oni byli inni... Byli zbyt perfekcyjni... Byli bez skazy...
Autor:
relationshit.
czwartek, 17 kwietnia 2014
Chapter 1 //" For always and forever "
Stare molo niedaleko Miami Beach nie jest magicznym miejscem. Kiedyś było centrum niedzielnych grillów. Przebywały tu głównie rodziny. Od kilkunastu lat było opuszczone. Nie wiele mieszkańców pamięta o jego istnieniu. Można tu spotkać tylko biegaczy lubiących trudne warunki i troje nastolatków, którzy przesiadują tam w godzinach popołudniowych. Skupmy się na nich, bowiem ta historia nie będzie o trzydziestopięcioletnim fanie Usain'a Bolt'a, pragnącym poprawić kondycję, tylko o tym radosnym trio.
Najgłośniejszy śmiech należy do Alan'a White'a, osiemnastoletniego szatyna o zielonych, błyszczących oczach. Jest bardzo przystojny, o czym zawzięcie dyskutują jego koleżanki na szkolnym korytarzu dzień w dzień. Przecież jako kapitan szkolnej drużyny koszykówki musi dobrze reprezentować szkołę podczas meczów. Według dziewcząt "ideał", według samców "wzór". Pozwalało mu to nazywać się 'królem' szkoły. Zawsze był wygadany. Odziedziczył to po ojcu, który jest jednym z najbardziej cenionych w kraju prawników. Razem z matką prowadzą sporą kancelarię, która ma oddziały nawet poza granicami państwa. Każdy chce się z nim przyjaźnić, on jednak mimo tej pewności siebie, wolał przebywać w mniejszym gronie do którego należy między innymi Jesse.
Jesse Harrison. Srebrny Cadillac, czarne skóry i białe t-shirty to jego znak rozpoznawczy. Wygląda jakby urwał się z "Grease", tylko jego włosy są bardziej roztrzepane. Poza tym kto w tamtych czasach był wytatuowany od pasa do szyi włącznie? Malunków nigdy nie było jego zdaniem za dużo. Wręcz przeciwnie chciał rozszerzyć swoją kolekcję, bo każdy przypominał o ważnej dla niego chwili. Bardzo dba o swój samochód. To jego oczko w głowie. Jego rodzice mało przejmują się życiem chłopaka. Brunet jest starszy o rok od swoich kompanów, lecz chodzi z nimi do szkoły jako ten sam rocznik. W poprzednim roku oblał niemiecki. "Ta baba zawsze na mnie dziwnie patrzyła" powtarza. Może dlatego kibluje... Ale powiedzmy szczerze, nigdy nie był grzecznym chłopcem. Ci którzy się do niego nie zbliżyli mają go za 'tego złego'. Nie wiele przejmuje się zdaniem innych. Chyba, że ktoś źle mówi o Chan.
Channel Carter jest jedyną dziewczyną w paczce. Ma zapewnioną "ochronę" chłopaków. Nie jest jej na szczęście często potrzebna. Nie można jej łatwo złamać. Wszyscy powtarzają, że ona i Alan są dla siebie stworzeni. Taki sam odcień oczu oraz naturalny kolor włosów, ponieważ dziewczyna pofarbowała końcówki na ciemny kawowy. Jednak to on góruje wzrostem, 180cm robi swoje. Szatynce brakuje zaledwie 10 aby móc mu zaśmiać się w twarz, za to aż 17cm by stanąć na równi z Jesse'im. To z nim spędza więcej czasu w szkole,ponieważ są w tej samej klasie. Nigdy nie była malutką, słodką kruszynką. Jej wymiary wypełniają swoje zadanie, jak to kiedyś ujęła. W szkolnej hierarchii znajduje się w tych "ładnych i mądrych kobietach". Dlatego wszyscy się dziwią, zwłaszcza nauczyciele czemu jest tak blisko z Harrison'em i równocześnie z White'em. Jej rodzicielka to projektantka oraz adoratorka Coco Chanel, skąd zaczerpnęła pomysł na imię dla córki. Chan chętnie by je zmieniła. Ojca, dziewczyna ostatni raz widziała mając 5 lat.
Bo przecież trzy różne osobowości mogą stworzyć jedną mocną więź. Są dla siebie jak rodzina. Każde poświęci się za drugie. Wiele osób marzy o takiej przyjaźni. Dlatego spotkali się tu dziś aby pomyśleć o przyszłości. Co będzie jutro gdy wyjdą z murów szkoły ze świadectwem mówiącym o zakończeniu tych lat udręki? To ta najrozsądniejsza ich tu ściągnęła. Carter chciała usłyszeć od nich co sądzą na temat dalszej znajomości.
- Zwariowałaś?! - wykrzyknął Jesse dopalając papierosa. Dziewczynie zrobiło się głupio. "Czyli dla nich to była tylko nic nieznaczącą znajomość? Te 2 lata mówienia sobie wszystkiego i śmiania się z niczego, było niczym? " pomyślała zielonooka. Nie wiedziała co zrobić. Udać, że dla niej też to nic nie znaczyło czy rozpłakać się pokazując jak ją zranił. Chłopak widząc jej zmieszaną minę szybko dokończył myśl.
- Chyba zwariowałaś, myśląc że nie będę uprzykrzał ci już życia. - powiedział wtulając się w nią. - White rusz może tu swoją dupę, co? - wymamrotał groźnie brunet. Alan, siedzący dotychczas na starych deskach popijając piwo, wstał leniwie i dołączył się do uścisku.
- Niech zawsze tak będzie. - wyszeptała nastolatka.
W swoim życiu zawsze znajdziemy kogoś kto będzie nas ciągnął w górę. Ale czy będziemy przy nim gdy pociągnie nas w dół?
Jesse Harrison. Srebrny Cadillac, czarne skóry i białe t-shirty to jego znak rozpoznawczy. Wygląda jakby urwał się z "Grease", tylko jego włosy są bardziej roztrzepane. Poza tym kto w tamtych czasach był wytatuowany od pasa do szyi włącznie? Malunków nigdy nie było jego zdaniem za dużo. Wręcz przeciwnie chciał rozszerzyć swoją kolekcję, bo każdy przypominał o ważnej dla niego chwili. Bardzo dba o swój samochód. To jego oczko w głowie. Jego rodzice mało przejmują się życiem chłopaka. Brunet jest starszy o rok od swoich kompanów, lecz chodzi z nimi do szkoły jako ten sam rocznik. W poprzednim roku oblał niemiecki. "Ta baba zawsze na mnie dziwnie patrzyła" powtarza. Może dlatego kibluje... Ale powiedzmy szczerze, nigdy nie był grzecznym chłopcem. Ci którzy się do niego nie zbliżyli mają go za 'tego złego'. Nie wiele przejmuje się zdaniem innych. Chyba, że ktoś źle mówi o Chan.
Channel Carter jest jedyną dziewczyną w paczce. Ma zapewnioną "ochronę" chłopaków. Nie jest jej na szczęście często potrzebna. Nie można jej łatwo złamać. Wszyscy powtarzają, że ona i Alan są dla siebie stworzeni. Taki sam odcień oczu oraz naturalny kolor włosów, ponieważ dziewczyna pofarbowała końcówki na ciemny kawowy. Jednak to on góruje wzrostem, 180cm robi swoje. Szatynce brakuje zaledwie 10 aby móc mu zaśmiać się w twarz, za to aż 17cm by stanąć na równi z Jesse'im. To z nim spędza więcej czasu w szkole,ponieważ są w tej samej klasie. Nigdy nie była malutką, słodką kruszynką. Jej wymiary wypełniają swoje zadanie, jak to kiedyś ujęła. W szkolnej hierarchii znajduje się w tych "ładnych i mądrych kobietach". Dlatego wszyscy się dziwią, zwłaszcza nauczyciele czemu jest tak blisko z Harrison'em i równocześnie z White'em. Jej rodzicielka to projektantka oraz adoratorka Coco Chanel, skąd zaczerpnęła pomysł na imię dla córki. Chan chętnie by je zmieniła. Ojca, dziewczyna ostatni raz widziała mając 5 lat.
Bo przecież trzy różne osobowości mogą stworzyć jedną mocną więź. Są dla siebie jak rodzina. Każde poświęci się za drugie. Wiele osób marzy o takiej przyjaźni. Dlatego spotkali się tu dziś aby pomyśleć o przyszłości. Co będzie jutro gdy wyjdą z murów szkoły ze świadectwem mówiącym o zakończeniu tych lat udręki? To ta najrozsądniejsza ich tu ściągnęła. Carter chciała usłyszeć od nich co sądzą na temat dalszej znajomości.
- Zwariowałaś?! - wykrzyknął Jesse dopalając papierosa. Dziewczynie zrobiło się głupio. "Czyli dla nich to była tylko nic nieznaczącą znajomość? Te 2 lata mówienia sobie wszystkiego i śmiania się z niczego, było niczym? " pomyślała zielonooka. Nie wiedziała co zrobić. Udać, że dla niej też to nic nie znaczyło czy rozpłakać się pokazując jak ją zranił. Chłopak widząc jej zmieszaną minę szybko dokończył myśl.
- Chyba zwariowałaś, myśląc że nie będę uprzykrzał ci już życia. - powiedział wtulając się w nią. - White rusz może tu swoją dupę, co? - wymamrotał groźnie brunet. Alan, siedzący dotychczas na starych deskach popijając piwo, wstał leniwie i dołączył się do uścisku.
- Niech zawsze tak będzie. - wyszeptała nastolatka.
W swoim życiu zawsze znajdziemy kogoś kto będzie nas ciągnął w górę. Ale czy będziemy przy nim gdy pociągnie nas w dół?
Autor:
relationshit.
Prologue // " We were flawless "
Jedyną wadą jest to, że jesteśmy bez skazy.
Dlatego oderwijmy się od codzienności,
porzućmy czerń, biel i szarość.
Przestańmy posyłać sobie sztuczne uśmiechy,
przecież wiemy, że nie są tym za co je mamy.
Nie patrzmy za siebie,
zostawmy wszystko co złe.
Uwolnijmy się z tego więzienia.
Czy chcesz być szczęśliwy?
Bądźmy razem.
Odkryjmy nowe barwy,
szczęścia i zabawy.
Uśmiechnij się do mnie,
ale proszę, nie udawaj.
Wreszcie jesteśmy wolni,
wolni i radośni.
Ale straciliśmy uczciwość.
A czy ona nie była najważniejsza?
Byliśmy bez skazy,
razem.
Dlatego oderwijmy się od codzienności,
porzućmy czerń, biel i szarość.
Przestańmy posyłać sobie sztuczne uśmiechy,
przecież wiemy, że nie są tym za co je mamy.
Nie patrzmy za siebie,
zostawmy wszystko co złe.
Uwolnijmy się z tego więzienia.
Czy chcesz być szczęśliwy?
Bądźmy razem.
Odkryjmy nowe barwy,
szczęścia i zabawy.
Uśmiechnij się do mnie,
ale proszę, nie udawaj.
Wreszcie jesteśmy wolni,
wolni i radośni.
Ale straciliśmy uczciwość.
A czy ona nie była najważniejsza?
Byliśmy bez skazy,
razem.
Subskrybuj:
Posty (Atom)