Brunet ostrożnie otworzył oczy jednak nie uniknął rażących promieni słońca. Przeklął pod nosem z zamiarem przekręcenia się na drugi bok, lecz uniemożliwiała mu to wtulona w niego szatynka. Widząc jej niewinne rysy twarzy westchnął, delikatnie wracając do poprzedniej pozycji. Przymknął powieki aby przenieść się do krainy snów, co mu się nie udało. Po chwili poczuł jak dziewczyna próbuje rozplątać się z jego uścisku.
- Mogłabyś być delikatniejsza? - spytał z poranną chrypką, nie otwierając oczu. Ciało nastolatki zesztywniało na moment.
- Nie. - powiedziała stanowczo. Jesse na początek uchylił jedną powiekę. Chan przyglądała mu się z wyczekiwaniem. Uśmiechnął się widząc jej 'groźną' minę.
- Nie śmiej się.- warknęła.
- Tak słodko się złościsz. - zaśmiał się. Lubił dogryzać. A Carter była jego ulubiona ofiarą.
- Tak wiem. A teraz puszczaj. - warknęła. Chłopak otworzył drugie oko i wypuścił zdobycz. Zielonooka przeciągnęła się i wstała z łóżka ruszając do toalety. Harrison usiadł na posłaniu i podrapał się w głowę. "Tatusiek ma wygodne łóżko." pomyślał. Sięgnął po komórkę, która leżała jak zawsze pod poduszką i serce mu stanęło, gdy zobaczył 3 nieodebrane połączenia od ojca Alana. Poderwał się, ruszając do zazwyczaj swojego pokoju, w którym dzisiejszą noc spędził White.
- Wstawaj! - krzyknął potrząsając kumplem. Chłopak ze skwaszoną miną spojrzał na przyjaciela.
- Czego? - zapytał zrozpaczony.
- Twój ojciec do mnie dzwonił! - opadł na fotel, chowając twarz w dłonie. Pierwszy raz od bardzo dawna panikował. Wiedział, że już po nim. Pan White nigdy do niego nie dzwonił. Nigdy.
- O kurwa. - mruknął szatyn. Spojrzał na przerażonego przyjaciela. - Weź nie panikuj. - odparł spokojnie.
- Wiesz, że on chce mnie zabić! A teraz możemy planować mój pogrzeb! - wrzasnął.
- Co on by miał od ciebie chcieć? - zdziwił się Alan.
- Skąd mam wiedzieć?! Pewnie ktoś mu buchnął auto i myśli, że to ja! - krzyczał brunet. Wstał i rozbił stojącą na biurku lampę. Odetchnął i jakby nigdy nic wyszedł za drzwi. Sportowiec był zdezorientowany jego zachowaniem. Nie rozmyślał jednak nad tym za długo, ból głowy dał o sobie znać. Jęknął obolały i skierował się do kuchni. Zastał tam przebraną już Chanel pijącą herbatę.
- Siema. - rzucił ospały. Dziewczyna zaśmiała się na jego widok. Nawet ona miała od niego mocniejszą głowę. Ale to i tak nie zmienia faktu, że szatyn wczoraj przesadził.
- Hej. Chcesz proszka? - spytała ze współczuciem. On tylko pokiwał twierdząco głową i usiadł na stołku przy blacie. Carter przesunęła w jego stronę opakowanie leków, wracając do obserwowania co się dzieje za oknem. Zapadła między nimi cisza, która była kojąca dla zmysłów Alan'a. Jednak był zbyt gadatliwy by mogła trwać dłużej.
- Gdzie Harrison? - zapytał bawiąc się stojącą przed nim szklanką.
- Nie wiem. Trzasnął drzwiami i już go nie było. - westchnęła nawet nie patrząc na rozmówcę. Ten skinął głową na znak, że zrozumiał choć i tak było to rzeczą niepotrzebną. Dziewczyna ponownie trafiła do świata myśli z którego ostatnio coraz trudniej było jej uciec. Szatyn obserwował jej zamyśloną twarz. Pamiętał dlaczego wczoraj się upił. Nie dało mu to jednak tego na co liczył. Tak bardzo chciał ją teraz złapać za rękę i uśmiechnąć się mówiąc, że wszystko będzie dobrze. Ale nie mógł. Ona ma go tylko za przyjaciela i niech tak zostanie. Sam nie chciał pakować się w związek. To nie było dla niego. Był wolnym strzelcem. Więc pytanie brzmi, co mu wczoraj odbiło?
- A wam co? - Jesse wszedł do pomieszczenia kładąc na blacie niepełną paczkę czerwonych Marlboro. Chanel przeniosła na niego leniwe spojrzenie i westchnęła, przeciągając się. Za to Alan nadal lustrował wzrokiem nastolatkę.
- Aha. - odparł brunet nalewając sobie kawy. Carter chrząknęła i zeszła ze stołka. Stanęła na wprost Harrison'a wbijając w niego wyczekujące spojrzenie.
- Już nie panikujesz? - zaśmiała się. Chłopak spojrzał na nią urażonym wzrokiem i potargał jej włosy. Dziewczyna pisnęła i odpłaciła się tym samym.
- Ludzie ciszej. - zawył White przerywając śmiech pary. Po chwili został przez nich napadnięty i słychać było głównie jego głos.
- Siema. - rzucił ospały. Dziewczyna zaśmiała się na jego widok. Nawet ona miała od niego mocniejszą głowę. Ale to i tak nie zmienia faktu, że szatyn wczoraj przesadził.
- Hej. Chcesz proszka? - spytała ze współczuciem. On tylko pokiwał twierdząco głową i usiadł na stołku przy blacie. Carter przesunęła w jego stronę opakowanie leków, wracając do obserwowania co się dzieje za oknem. Zapadła między nimi cisza, która była kojąca dla zmysłów Alan'a. Jednak był zbyt gadatliwy by mogła trwać dłużej.
- Gdzie Harrison? - zapytał bawiąc się stojącą przed nim szklanką.
- Nie wiem. Trzasnął drzwiami i już go nie było. - westchnęła nawet nie patrząc na rozmówcę. Ten skinął głową na znak, że zrozumiał choć i tak było to rzeczą niepotrzebną. Dziewczyna ponownie trafiła do świata myśli z którego ostatnio coraz trudniej było jej uciec. Szatyn obserwował jej zamyśloną twarz. Pamiętał dlaczego wczoraj się upił. Nie dało mu to jednak tego na co liczył. Tak bardzo chciał ją teraz złapać za rękę i uśmiechnąć się mówiąc, że wszystko będzie dobrze. Ale nie mógł. Ona ma go tylko za przyjaciela i niech tak zostanie. Sam nie chciał pakować się w związek. To nie było dla niego. Był wolnym strzelcem. Więc pytanie brzmi, co mu wczoraj odbiło?
- A wam co? - Jesse wszedł do pomieszczenia kładąc na blacie niepełną paczkę czerwonych Marlboro. Chanel przeniosła na niego leniwe spojrzenie i westchnęła, przeciągając się. Za to Alan nadal lustrował wzrokiem nastolatkę.
- Aha. - odparł brunet nalewając sobie kawy. Carter chrząknęła i zeszła ze stołka. Stanęła na wprost Harrison'a wbijając w niego wyczekujące spojrzenie.
- Już nie panikujesz? - zaśmiała się. Chłopak spojrzał na nią urażonym wzrokiem i potargał jej włosy. Dziewczyna pisnęła i odpłaciła się tym samym.
- Ludzie ciszej. - zawył White przerywając śmiech pary. Po chwili został przez nich napadnięty i słychać było głównie jego głos.
_________________________________________
Srebrny cadillac właśnie skręcił w boczną uliczkę na której był postawiony dom przyjaciółki kierowcy. Dziewczyna siedząca na tylnym siedzeniu posmutniała widząc swój dom. Znowu będzie sama. Sama ze swoimi myślami. Westchnęła gdy samochód się zatrzymał i chwyciła leżącą obok niej torbę.
- To pa. - westchnęła i już miała zamykać drzwi auta gdy zatrzymał ją krzyk Jesse'go.
- Czekaj! - odkręcił się w jej stronę na siedzeniu. - Siadaj! - dodał szybko. Chanel niepewnie ponownie zajęła swoje miejsce. Gdy chłopak usłyszał charakterystyczny dźwięk zatrzaskujących się drzwi, ruszył gwałtownie.
- Stary, co ci się stało? - zdziwił się, nieodzywający się przez całą drogę, Alan. Harrison tylko posłał mu szeroki uśmiech i docisnął gazu. Siedząca z tyłu nastolatka, przerażona zapięła pasy i wcisnęła się bardziej w fotel. Nie mieli pojęcia gdzie wiezie ich przyjaciel, ale nie ważyli się o to pytać, w trosce o własne zdrowie. Wjechali właśnie w centrum Miami. Dziewczyna siedziała z zamkniętymi oczami, biorąc głębokie wdechy. Co kilka minut słychać było trąbienie innych kierowców, którym zawadził dziewiętnastolatek. White włączył radio i w samochodzie rozległa się głośna muzyka. Wystukiwał rytm, wyglądając za okno. Zmierzali do jednej z tych 'mrocznych' dzielnic miasta. Szatyn spojrzał na kumpla, ale ten był za bardzo zajęty jazdą. Kierowca zmrużył oczy i skręcił na parking pod marketem, na którym uciekał od rzeczywistości w gorsze dni. Był tu też tamtego wieczoru gdy panowała jedna z największych ulew w tym roku. Zaparkował z dala od innych i zgasił silnik. Odkręcił się do kompanów biorąc głęboki wdech.
- Jesteśmy. - poinformował. Spotkał się z ich zdziwionymi wzrokami.
- Na parkingu? - spytał niepewnie zielonooki. Jesse potwierdził skinieniem głowy.
- Dlatego mało nas nie zabiłeś! - wybuchła Chan. Brunet uśmiechnął się szeroko.
- Czekałem aż to powiesz. - westchnął. Nastolatka wbijała w niego mordercze spojrzenie.
- Dobra, gadaj. - warknęła, odpinając pasy.
- Musimy obmyślić plan. - odparł. Alan otworzył usta, ale nie wydał się z nich żaden dźwięk.
- Co ci? - Jesse obrzucił go zdegustowanym spojrzeniem.
- Jaki plan? - wymamrotał, drapiąc się po głowie. Najstarszy wypuścił powietrze i spojrzał porozumiewawczo na dziewczynę.
- Sama nie wiem o co w tym chodzi. - mruknęła przyglądając się swoim paznokciom. Chłopak załamany przetarł dłonią twarz.
- Dwa dni temu... - zaczął powoli im tłumaczyć, tak jak dzieciom. - ...mówiłem wam o planie. - podkreślił ostatnie słowo. Widząc, że i tak wiele to nie dało, ponowił próbę. - Na imprezie też. - warknął.
- Wiesz ja z imprezy dużo nie pamiętam. - westchnął szatyn. Jesse przewrócił oczami.
- O włamaniu się! - uniósł się nastolatek.
- Aaa. Trzeba było tak od razu. - odparł zamyślony White. Brunet zacisnął pięści i spojrzał na Chanel. Dziewczyna pochyliła w stronę chłopaków.
- Tak. Pamiętam. - powiedziała wolno i głośno. Po czym znowu opadła na siedzenie z ironicznym uśmieszkiem.
- A pamiętasz co mi wczoraj powiedziałaś? - zapytał brązowooki z chytrym wyrazem twarzy.
- Tak. - mruknęła pod nosem. Chłopak zatarł zadowolony dłonie.
- Niech teraz nikt mi nie przerywa. - ogarnął wzrokiem towarzyszów. - Plan jest taki. 'Atakujemy' dom Parker'ów. Ale żeby nas nie złapali trzeba wyłączyć alarm. Tylko po co mamy się w to bawić, skoro mamy naszego Alusia. - uśmiechnął się przebiegle. Za to wyżej wymieniony popatrzył na niego przerażony, ale nie odważył się mu przerwać. - Poderwiesz Zoey. Choć już to zrobiłeś...- zamyślił się na chwilę. - Nieważne. A więc dzisiaj się z nią spotkasz i ogarniesz kiedy jest sama w domu. Wtedy do niej przyjdziesz, a my z Chan będziemy niespodziewanymi gośćmi. Damy jej 'tabletkę zapomnienia' i będzie myślała, że jej się to śniło. Wtedy zgarniemy kasę, ale nie za dużo bo się zorientują. Gdy tylko wyjdziemy z willi, jedziemy na 'wakacje'. Teraz można zadawać pytania. - zakończył swój monolog. Pierwsza wyrwała się Carter, widząc, że White się zaciął.
- Skąd będziesz miał tabletkę? - zaciekawiona podparła brodę o dłoń.
- Mam dojścia. - uciął 'geniusz zła'. Szatynka uniosła brew.
- Okej. Jakie wakacje? - ponownie się odezwała.
- Gdzie pragniesz. - powiedział tajemniczo.
- Tokio?
- Jeśli chcesz. - dziewczyna uśmiechnęła się delikatnie słysząc te słowa.
- Alusia? - odwiesił się chłopak. Przyjaciel posłał mu ironiczny uśmiech. - Serio? - zdziwił się.
- Ona tak na ciebie nie mówi? - spytał Jesse.
- Nie. - odparł obużony szatyn.
- Na pewno? - spojrzał na niego tajemniczo. White siedział cały spięty i nie wiedział co odpowiedzieć.
- Jak chcesz wynieść kasę? W ogóle ile? - dziewczyna ponownie zadała pytania.
- W torbach. Zobaczymy. - odpowiedział szybko.
- Okej. - odparła dziewczyna. Chłopak spojrzał na nią zdziwiony.
- Żadnego " mogą nas złapać"? - zapytał uważnie się jej przyglądając.
- Jak złapią zwale wszystko na ciebie. - uśmiechnęła się niewinnie. Jesse zaśmiał się pod nosem.
- A ty?- spytał White'a, nadal pochłoniętego rozmyślaniem. Dopiero gdy chłopak dostał po głowie, jego wzrok otrzeźwiał.
- Jeśli nie ucierpię cieleśnie, to czemu nie. - odparł.
- Wiedziałem, że was przekonam! - wykrzyknął uradowany brunet.
- Jasne, a teraz odwieź mnie do domu. Muszę od ciebie odpocząć. - westchnęła szatynka. Wolała teraz wrócić do tego pustego mieszkania, niż słuchać planów Jesse'go. Po chwili było słychać charakterystyczny dźwięk Bridget, odjeżdżającej w stronę domu Chanel.
- To pa. - westchnęła i już miała zamykać drzwi auta gdy zatrzymał ją krzyk Jesse'go.
- Czekaj! - odkręcił się w jej stronę na siedzeniu. - Siadaj! - dodał szybko. Chanel niepewnie ponownie zajęła swoje miejsce. Gdy chłopak usłyszał charakterystyczny dźwięk zatrzaskujących się drzwi, ruszył gwałtownie.
- Stary, co ci się stało? - zdziwił się, nieodzywający się przez całą drogę, Alan. Harrison tylko posłał mu szeroki uśmiech i docisnął gazu. Siedząca z tyłu nastolatka, przerażona zapięła pasy i wcisnęła się bardziej w fotel. Nie mieli pojęcia gdzie wiezie ich przyjaciel, ale nie ważyli się o to pytać, w trosce o własne zdrowie. Wjechali właśnie w centrum Miami. Dziewczyna siedziała z zamkniętymi oczami, biorąc głębokie wdechy. Co kilka minut słychać było trąbienie innych kierowców, którym zawadził dziewiętnastolatek. White włączył radio i w samochodzie rozległa się głośna muzyka. Wystukiwał rytm, wyglądając za okno. Zmierzali do jednej z tych 'mrocznych' dzielnic miasta. Szatyn spojrzał na kumpla, ale ten był za bardzo zajęty jazdą. Kierowca zmrużył oczy i skręcił na parking pod marketem, na którym uciekał od rzeczywistości w gorsze dni. Był tu też tamtego wieczoru gdy panowała jedna z największych ulew w tym roku. Zaparkował z dala od innych i zgasił silnik. Odkręcił się do kompanów biorąc głęboki wdech.
- Jesteśmy. - poinformował. Spotkał się z ich zdziwionymi wzrokami.
- Na parkingu? - spytał niepewnie zielonooki. Jesse potwierdził skinieniem głowy.
- Dlatego mało nas nie zabiłeś! - wybuchła Chan. Brunet uśmiechnął się szeroko.
- Czekałem aż to powiesz. - westchnął. Nastolatka wbijała w niego mordercze spojrzenie.
- Dobra, gadaj. - warknęła, odpinając pasy.
- Musimy obmyślić plan. - odparł. Alan otworzył usta, ale nie wydał się z nich żaden dźwięk.
- Co ci? - Jesse obrzucił go zdegustowanym spojrzeniem.
- Jaki plan? - wymamrotał, drapiąc się po głowie. Najstarszy wypuścił powietrze i spojrzał porozumiewawczo na dziewczynę.
- Sama nie wiem o co w tym chodzi. - mruknęła przyglądając się swoim paznokciom. Chłopak załamany przetarł dłonią twarz.
- Dwa dni temu... - zaczął powoli im tłumaczyć, tak jak dzieciom. - ...mówiłem wam o planie. - podkreślił ostatnie słowo. Widząc, że i tak wiele to nie dało, ponowił próbę. - Na imprezie też. - warknął.
- Wiesz ja z imprezy dużo nie pamiętam. - westchnął szatyn. Jesse przewrócił oczami.
- O włamaniu się! - uniósł się nastolatek.
- Aaa. Trzeba było tak od razu. - odparł zamyślony White. Brunet zacisnął pięści i spojrzał na Chanel. Dziewczyna pochyliła w stronę chłopaków.
- Tak. Pamiętam. - powiedziała wolno i głośno. Po czym znowu opadła na siedzenie z ironicznym uśmieszkiem.
- A pamiętasz co mi wczoraj powiedziałaś? - zapytał brązowooki z chytrym wyrazem twarzy.
- Tak. - mruknęła pod nosem. Chłopak zatarł zadowolony dłonie.
- Niech teraz nikt mi nie przerywa. - ogarnął wzrokiem towarzyszów. - Plan jest taki. 'Atakujemy' dom Parker'ów. Ale żeby nas nie złapali trzeba wyłączyć alarm. Tylko po co mamy się w to bawić, skoro mamy naszego Alusia. - uśmiechnął się przebiegle. Za to wyżej wymieniony popatrzył na niego przerażony, ale nie odważył się mu przerwać. - Poderwiesz Zoey. Choć już to zrobiłeś...- zamyślił się na chwilę. - Nieważne. A więc dzisiaj się z nią spotkasz i ogarniesz kiedy jest sama w domu. Wtedy do niej przyjdziesz, a my z Chan będziemy niespodziewanymi gośćmi. Damy jej 'tabletkę zapomnienia' i będzie myślała, że jej się to śniło. Wtedy zgarniemy kasę, ale nie za dużo bo się zorientują. Gdy tylko wyjdziemy z willi, jedziemy na 'wakacje'. Teraz można zadawać pytania. - zakończył swój monolog. Pierwsza wyrwała się Carter, widząc, że White się zaciął.
- Skąd będziesz miał tabletkę? - zaciekawiona podparła brodę o dłoń.
- Mam dojścia. - uciął 'geniusz zła'. Szatynka uniosła brew.
- Okej. Jakie wakacje? - ponownie się odezwała.
- Gdzie pragniesz. - powiedział tajemniczo.
- Tokio?
- Jeśli chcesz. - dziewczyna uśmiechnęła się delikatnie słysząc te słowa.
- Alusia? - odwiesił się chłopak. Przyjaciel posłał mu ironiczny uśmiech. - Serio? - zdziwił się.
- Ona tak na ciebie nie mówi? - spytał Jesse.
- Nie. - odparł obużony szatyn.
- Na pewno? - spojrzał na niego tajemniczo. White siedział cały spięty i nie wiedział co odpowiedzieć.
- Jak chcesz wynieść kasę? W ogóle ile? - dziewczyna ponownie zadała pytania.
- W torbach. Zobaczymy. - odpowiedział szybko.
- Okej. - odparła dziewczyna. Chłopak spojrzał na nią zdziwiony.
- Żadnego " mogą nas złapać"? - zapytał uważnie się jej przyglądając.
- Jak złapią zwale wszystko na ciebie. - uśmiechnęła się niewinnie. Jesse zaśmiał się pod nosem.
- A ty?- spytał White'a, nadal pochłoniętego rozmyślaniem. Dopiero gdy chłopak dostał po głowie, jego wzrok otrzeźwiał.
- Jeśli nie ucierpię cieleśnie, to czemu nie. - odparł.
- Wiedziałem, że was przekonam! - wykrzyknął uradowany brunet.
- Jasne, a teraz odwieź mnie do domu. Muszę od ciebie odpocząć. - westchnęła szatynka. Wolała teraz wrócić do tego pustego mieszkania, niż słuchać planów Jesse'go. Po chwili było słychać charakterystyczny dźwięk Bridget, odjeżdżającej w stronę domu Chanel.
_________________________________________
Po odstawieniu przyjaciółki na miejsce zamieszkania, chłopaki postanowili zacząć realizować pierwszy punkt planu.
- Muszę? - upewnił się Alan. Brunet tylko pokiwał głową i odpalił papierosa. Chłopak nie spiesząc się, wybrał numer wielbicielki. Po pierwszym sygnale, usłyszał jej piskliwy głos.
- Hej, przystojniaku. - zamruczała do słuchawki. Szatyn przerażony spojrzał na wyświetlacz komórki, upewniając się, że dzwoni do właściwej osoby. Przełknął gulę w gardle i zaczął działać.
- No cześć, Zoey. Co tam u ciebie? - udając entuzjazm, zaczął słuchać jej wywodu.
- [...], a później poszłam zrobić manicure. Posłuchaj jakie bezguście mnie przyjmowało! Nie chciał byś jej widzieć. Odrosty, nie modne ciuchy. No powiedz mi kto w tych latach nosi dzwony! - emocjonowała się od dobrych pięciu minut. Jesse zwyczajnie znudzony, pokazał ruchem ręki kumplowi aby się streszczał.
- Ta... Słuchaj, może do ciebie wpadnę! - przerwał jej przed natłokiem kolejnych informacji.
- Nie wiesz jak o tym marzę! Ale moja ciotka przyjechała na weekend... Stara wiedźma, zawsze jest tam gdzie jej nie trzeba. - wysyczała ostatnie zdanie. - Ale możemy pójść do kina! - dodała szybko.
- Do kina...- chłopak spojrzał na przyjaciela. Ten pokiwał głową na znak, że ma się zgodzić. - Jasne. To wpadnę po ciebie o szóstej?
- Czekam na ciebie, kociaku. Mrr. - starała się powiedzieć to seksownie.
- Do zobaczenia. - zakończył rozmowę jak się najszybciej dało. Przyzwyczaił się do gadek dziewczyn, ale to... Tego się nie spodziewał!
- Mrr. - powtórzył Jesse, akcentując dłonią.
- Zabije cię, stary. - wysyczał White. Harrison tylko się zaśmiał w odpowiedzi.
_________________________________________
Szatyn podjechał pod posiadłość na swoim motorze. Osobiście chciał uniknąć wszelkich kontaktów fizycznych z brunetką, ale jego przyjaciel stwierdzi, że szybciej będzie 'jego'. Tylko czy on tego chciał? Zauważył zmierzającą w jego stronę dziewczynę. Była ładna. Jedna z najładniejszych ze szkoły. Ale jej charakter odrzucał White'a. Tym razem jednak musi być miły. Obiecał.
- Hejka. - odparła nawet uroczo. Przyjrzał się jej dokładnie. Miała na sobie pudrową, luźną spódnicę, a w nią wsunięta była delikatnie prześwitująca koszula be rękawów. Jej gęste, kręcone, czarne włosy zostały rozpuszczone i powiewały na wietrze. Wyglądała inaczej. Delikatniej. Chłopak posłał jej szczery uśmiech i podał kask.
- Ślicznie wyglądasz. - odparł zgodnie z prawdą. Nastolatka zaśmiała się dźwięcznie i nałożyła ochraniacz.
- Jedziemy?- spytała. Alan pokiwał głową i pomógł jej wsiąść. Może nie będzie tak strasznie jak myślał?
_________________________________________
Dziewczyna wbiegła do salonu chwytając telefon. Widząc numer przyjaciela, westchnęła i odebrała.
- Czego chcesz? - warknęła.
- A tobie co? - zdziwił się Harrison.
- Nic. Tylko myślałam, że to moja mama.- ponownie westchnęła siadając na kanapie.
- Wszystko okej? - zapytał z troską.
- Tak, jasne... - odpowiedziała zamyślona. Kiedy wróciła do domu zastała karteczkę od mamy informującą o jej wyjeździe. Zawsze dzwoniła jeszcze tego samego dnia. Dzisiaj to jeszcze nie nastało, choć jest już po dziewiątej.
- Czemu dzwonisz? - spytała gdy przez dłuższy czas chłopak się nie odzywał.
- Mogę do ciebie wpaść? To dość ważne. - jego głos nie wyrażał żadnych uczuć. Chan zastanawiała się co mogło się stać.
- Czekam. - powiedziała po czym odłożyła słuchawkę. Zapanowała w niej dziwna pustka. Zaczynała topić się w swoich myślach. Coraz częściej. Potrząsnęła głową i ruszyła do kuchni zaparzyć kawę. Niedługo po pomieszczeniu rozniósł się ulubiony zapach dziewczyny. Lubiła gdy drażnił jej nozdrza. Wdychała go z zamkniętymi oczami. Tylko to ją uspakajało. Nalała ciecz do kubka i w momencie gdy miała zanurzyć w niej wargi, usłyszała dzwonek do drzwi. Przeklęła pod nosem, odstawiając kubek i poszła wpuścić przyjaciela. Gdy go zobaczyła, rozszerzyła powieki. Sparaliżowana przyglądała się jego poharatanej twarzy. Chłopak unikał jej wzroku. Uchyliła szerzej drzwi wpuszczając gościa do środka. Zamknęła je, przejeżdżając po nich dłonią. Cicho westchnęła i poszła po apteczkę. Gdy ją znalazła, weszła do kuchni w której siedział ranny, pijąc jej kawę. Zacisnęła szczękę i z hukiem rzuciła przedmiot na stół. Ponownie zlustrowała ofiarę. Rozcięty łuk brwiowy, spuchnięte oko, zdarta skóra na policzku. Czyli nic nowego. Chwyciła wodę utlenioną i namoczyła nią wacik. Przejechała nim po twarzy chłopaka kilkukrotnie. Opatrywała go w ciszy. Żadne nich nie chciało zacząć rozmowy. Ona nie chciała wiedzieć. On obawiał się jej powiedzieć. Syknął z bólu gdy dotknęła siniaka.
- Nie pytasz? - wyszeptał. Była zdziwiona jego spokojem i niewinnością. Jednak nie okazywała tego.
- Wiem, że chodzi o to co zawsze. - posłała mu smutne spojrzenie. Nastolatek westchnął i złapał jej dłoń.
- Nie chodziło o narkotyki. - powiedział wpatrując się w jej oczy. Jednak nie odnalazł w nich wsparcia jak zawsze. Były puste jakby zamglone. Wypuścił z uścisku jej palce. - Chciałbym, żeby o nie chodziło. Było by prościej. - powiedział cicho. Chanel nie rozumiała o co mu mogło chodzić. Przeczesała włosy i oparła się bokiem o blat.
- Prościej. -prychnęła. - Wiesz, że pakujesz się w kłopoty, a i tak tego nie przestajesz robić. - powiedziała z wyrzutem. Jesse podniósł na nią wzrok.
- Taki jestem. - oznajmił unosząc kącik ust.
- Wiem.- szepnęła. Wzięła w dłonie naczynie i zamierzała je włożyć do zlewu gdy dobiegł ją jego głos.
- To ojciec Alan'a. - szatynka wypuściła kubek z dłoni, który rozbił się o podłogę, wydając nieprzyjemny dźwięk na który się wzdrygnęła. Wbiła w chłopaka zdziwione spojrzenie.
- Pobił cię? - przełknęła gulę w gardle.
- Jego goryle. 'Ostrzegli mnie'. - odparł Harrison, gestykulując. Carter zacisnęła wargi i przyglądała się kawałkom porcelany. Przykucnęła przy nich i zaczęła je zbierać. Chłopak ukrył twarz w dłoniach. Chan podniosła jeden fragment naczynia i obracała go powoli, wbijając w niego spojrzenie.
- Co zrobiłeś? - spytała po chwili nie odrywając wzroku od skrawka. Brunet uniósł głowę i przyglądał się jej ruchom.
- Znam jego synka. - zaśmiał się ironicznie. Nawiązali kontakt wzrokowy. Atmosfera była przygnębiająca. Nie pomagał też mrok panujący dookoła.
- To jest chore. -szepnęła dziewczyna ponownie skupiając się na odłamku.
White wpatrywał się w brunetkę zamyślony. Wczoraj chciał od niej jak najszybciej uciec, a teraz mógłby z nią spędzić każdą sekundę swego życia. Tak by było gdy była to Megan Anderson. Ale to nadal była Zoey Parker. Gdy byli we dwoje, Zoey zmieniała się w zabawną i czarującą osóbkę. Jednak nadal nie była dla niego idealna. Na jej twarzy widniał szczery uśmiech, wywołany dzięki Alan'owi z czego był bardzo dumny. Przynajmniej udało mu się ją omotać. Potrząsnął głową gdy zauważył, że nastolatka po raz kolejny ma powód do śmiechu.
- Mówiłaś coś? - spytał zdezorientowany. Dziewczyna opanowała swój śmiech aby wszyscy ludzie obecni w parku nie zwracali na nich większej uwagi. Choć po północy nie było ich wielu... Westchnęła głośno.
- Nie. - powiedziała łagodnie i ponownie jej usta wygięły się z radości. - Po prostu długo mi się przyglądasz. - odwróciła głowę w przeciwną stronę by nastolatek nie zobaczył jej rumieńców, które były na jej twarzy rzadkim wydarzeniem. Szatyn roześmiał się głośno. Każda tak reaguje na jego obecność. Z wahaniem położył swoją dłoń na towarzyszki. Ta spojrzała na niego z szokiem, ale też z radością i nadzieją. Pora zacząć realizować pierwszy krok 'genialnego' planu Jesse'go. Chłopak zmniejszył odległość między ich twarzami. Drugą dłonią odgarnął kosmyk jej czarnych włosów i ucałował kącik malinowych ust. Nie wiedział sam czemu tylko tyle uczynił. Nie chciał dawać jej wielkich nadziei. Gdy oddalił się na bezpieczną odległość, niebieskooka zamrugała oczami z wrażenia. Po chwili wtuliła się w jego ramię, chowając głowę w zagłębieniu jego szyi. Szatyn odetchnął głęboko przypominając sobie, że to tylko gra i niedługo będzie musiał ją skrzywdzić. Nie lubił być okrutny dla innych, nawet jeśli chodzi o Parker. Jednak myślał też co o tym sądzi jego przyjaciółka. Znał ją od pierwszej klasy podstawówki. Zawsze była niewinna i grzeczna. Czemu teraz zgodziła się na coś takiego? Czemu chce ranić ludzi? Nie umiał tego zrozumieć.
- Kocham cię. - wyszeptała wtulona w niego dziewczyna. Zabrakło mu powietrza. Nie odpowiedział tylko mocniej ją objął. Ta zaśmiała się cicho i musnęła wargami jego szyję. Gdyby tylko wiedziała co ją czeka...
- Nie pytasz? - wyszeptał. Była zdziwiona jego spokojem i niewinnością. Jednak nie okazywała tego.
- Wiem, że chodzi o to co zawsze. - posłała mu smutne spojrzenie. Nastolatek westchnął i złapał jej dłoń.
- Nie chodziło o narkotyki. - powiedział wpatrując się w jej oczy. Jednak nie odnalazł w nich wsparcia jak zawsze. Były puste jakby zamglone. Wypuścił z uścisku jej palce. - Chciałbym, żeby o nie chodziło. Było by prościej. - powiedział cicho. Chanel nie rozumiała o co mu mogło chodzić. Przeczesała włosy i oparła się bokiem o blat.
- Prościej. -prychnęła. - Wiesz, że pakujesz się w kłopoty, a i tak tego nie przestajesz robić. - powiedziała z wyrzutem. Jesse podniósł na nią wzrok.
- Taki jestem. - oznajmił unosząc kącik ust.
- Wiem.- szepnęła. Wzięła w dłonie naczynie i zamierzała je włożyć do zlewu gdy dobiegł ją jego głos.
- To ojciec Alan'a. - szatynka wypuściła kubek z dłoni, który rozbił się o podłogę, wydając nieprzyjemny dźwięk na który się wzdrygnęła. Wbiła w chłopaka zdziwione spojrzenie.
- Pobił cię? - przełknęła gulę w gardle.
- Jego goryle. 'Ostrzegli mnie'. - odparł Harrison, gestykulując. Carter zacisnęła wargi i przyglądała się kawałkom porcelany. Przykucnęła przy nich i zaczęła je zbierać. Chłopak ukrył twarz w dłoniach. Chan podniosła jeden fragment naczynia i obracała go powoli, wbijając w niego spojrzenie.
- Co zrobiłeś? - spytała po chwili nie odrywając wzroku od skrawka. Brunet uniósł głowę i przyglądał się jej ruchom.
- Znam jego synka. - zaśmiał się ironicznie. Nawiązali kontakt wzrokowy. Atmosfera była przygnębiająca. Nie pomagał też mrok panujący dookoła.
- To jest chore. -szepnęła dziewczyna ponownie skupiając się na odłamku.
_________________________________________
White wpatrywał się w brunetkę zamyślony. Wczoraj chciał od niej jak najszybciej uciec, a teraz mógłby z nią spędzić każdą sekundę swego życia. Tak by było gdy była to Megan Anderson. Ale to nadal była Zoey Parker. Gdy byli we dwoje, Zoey zmieniała się w zabawną i czarującą osóbkę. Jednak nadal nie była dla niego idealna. Na jej twarzy widniał szczery uśmiech, wywołany dzięki Alan'owi z czego był bardzo dumny. Przynajmniej udało mu się ją omotać. Potrząsnął głową gdy zauważył, że nastolatka po raz kolejny ma powód do śmiechu.
- Mówiłaś coś? - spytał zdezorientowany. Dziewczyna opanowała swój śmiech aby wszyscy ludzie obecni w parku nie zwracali na nich większej uwagi. Choć po północy nie było ich wielu... Westchnęła głośno.
- Nie. - powiedziała łagodnie i ponownie jej usta wygięły się z radości. - Po prostu długo mi się przyglądasz. - odwróciła głowę w przeciwną stronę by nastolatek nie zobaczył jej rumieńców, które były na jej twarzy rzadkim wydarzeniem. Szatyn roześmiał się głośno. Każda tak reaguje na jego obecność. Z wahaniem położył swoją dłoń na towarzyszki. Ta spojrzała na niego z szokiem, ale też z radością i nadzieją. Pora zacząć realizować pierwszy krok 'genialnego' planu Jesse'go. Chłopak zmniejszył odległość między ich twarzami. Drugą dłonią odgarnął kosmyk jej czarnych włosów i ucałował kącik malinowych ust. Nie wiedział sam czemu tylko tyle uczynił. Nie chciał dawać jej wielkich nadziei. Gdy oddalił się na bezpieczną odległość, niebieskooka zamrugała oczami z wrażenia. Po chwili wtuliła się w jego ramię, chowając głowę w zagłębieniu jego szyi. Szatyn odetchnął głęboko przypominając sobie, że to tylko gra i niedługo będzie musiał ją skrzywdzić. Nie lubił być okrutny dla innych, nawet jeśli chodzi o Parker. Jednak myślał też co o tym sądzi jego przyjaciółka. Znał ją od pierwszej klasy podstawówki. Zawsze była niewinna i grzeczna. Czemu teraz zgodziła się na coś takiego? Czemu chce ranić ludzi? Nie umiał tego zrozumieć.
- Kocham cię. - wyszeptała wtulona w niego dziewczyna. Zabrakło mu powietrza. Nie odpowiedział tylko mocniej ją objął. Ta zaśmiała się cicho i musnęła wargami jego szyję. Gdyby tylko wiedziała co ją czeka...
Pozaczynałaś w tym rozdziale tyle wątków, że chyba nie dożyję do nexta z ciekawości! Trochę mi żal Zoey, bo ona na tym ucierpi :( I o co chodzi ojcu Alana? Nie ogarniam (wiem wyjaśnisz później) :)
OdpowiedzUsuńCzekam na nexta :**
Cierpliwości :)
OdpowiedzUsuńhttp://opowiadaniapisanewyobraznia.blogspot.com/